12 września 2023

Młodzik .....

 


Kilka dni minęło od poprzedniego wypadu w teren. Temperatury wciąż nie zachęcały, ale jako że miałem kilka spraw do załatwienia i dzień urlopu w pracy, pomyślałem – no przecież o brzasku, tudzież świcie, tudzież wschodzie słońca i poranku raczej nikt urzędowych drzwi mi nie uchyli, więc……

Postanowiłem skorzystać z okazji i już o mocno nieludzkiej godzinie zamykałem drzwi w taki sposób, aby nie zbudzić domowników. Droga minęła szybko, a gdy parkowałem na skraju wsi, nad lasem jaśniał horyzont. Przez otwartą szybę, mych uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk – porządne ryczenie byka, który nie był wcale daleko. Chciałbym rzec również, że do wnętrza auta wpadł poranny chłodek, ale… to by było kłamstwo. Termometr pokazywał 12st, co było wciąż stosunkowo ciut za dużo. – Gdzie te czasy, kiedy to w połowie września pod lasem było minus 8 czy 6 stopni, a na kaloszach po przejściu kilkuset metrów szklił się porządny szron?

Nad skoszoną łąką, której skrajem szedłem, unosiła się mgła. To w niej po kilku minutach marszu dostrzegłem znajome sylwetki. Dziki. Cała duża rodzina. Zatrzymałem się pod dębem i wpatrując się, w którym kierunku pójdą, wsłuchiwałem się w miłe odgłosy porykiwania. Dwa byki ryczały gdzieś dalej, ale tuż za krzakami po prawej, był osobnik, którego słyszałem już od momentu zgaszenia silnika.

Powoli brnąłem przez osty i pokrzywy. Wiedziałem, że zaraz za ich linią powinna być skoszona łąka tutejszego gospodarstwa. Myliłem się. Tym razem gospodarze albo „przysnęli” albo w tym roku w ogóle z sianokosami nie było im po drodze. We mgle próbowałem coś wypatrzyć, ale ryczący byk dał mi wskazówkę, że już wszedł w olszynkę. Znałem to miejsce. Pośród młodych olch i wiklinowych krzewów była niewielka polana. Kiedyś stała tu ambona, jednak ku mojej uciesze łączka nieco zarosła i myśliwi przenieśli się gdzieś indziej. Ostrożnie ważyłem każdy krok, by nie spłoszyć kręcącego się wciąż w bliskiej odległości jelenia. Przez moment nawet udało mi się go podejrzeć, ale wczesna pora i ograniczenia mojej optyki, nie dawały cienia szansy na dobre zdjęcie.



Byk był już z łaniami, tak więc swym donośnym barytonem, oznajmiał wszem i wobec, że harem należy do niego i tylko do niego. Poobserwowałem sobie przez lornetkę, jak zgrabnie pilnował swoich dam, które skubiąc pędy traw i zapewne pyszne zioła, powoli kierowały się w głąb lasu. Po kilku minutach całe towarzystwo zniknęło mi z oczu.

Było ciut po 6.30, kiedy odgłosy zaczynały cichnąć. Nic dziwnego. Z każdym kwadransem robiło się cieplej. Postanowiłem dać sobie jeszcze trochę czasu i szansę na to, że może jakiś przechadzający się łoś, zapozuje mi przed obiektywem. Przycupnąłem w kępie wiklin czekając na to, co się wydarzy. Niestety jedynymi odgłosami, jakie dochodziły mych uszu było szczekanie okolicznych burków oraz dobiegający szum samochodów z pobliskiej drogi. Przez te dźwięki przebiło się chrumkanie. Ponownie dziki, tym razem na tyle blisko mnie, że na wszelki wypadek musiałem zareagować. Jakoś zażegnałem „niebezpieczeństwo” i w momencie, kiedy mój wzrok powrócił na zieleń łączki, z lewej strony zauważyłem zbliżającego się byczka.



Szedł tak cichutko, że będąc stosunkowo blisko, w zasadzie widziałem tylko przesuwającą się jego sylwetkę. Żadnego trzasku patyków, kołyszących się traw, czy szumu sitowia. Jeleń szedł pod słońce, przystając od czasu do czasu by przekąsić co nie co. Widać było, że to młody, aspirujący chyba dopiero do uciech rykowiska osobnik.




Podążał co prawda w kierunku olszyny i haremu strzeżonego przez byka stadnego, ale raczej było to z ciekawości niż poważnych zamiarów stanięcia z nim w szranki. Był może nieco rozkojarzony, wszak za rok czy dwa już i on będzie musiał rywalizować o stadko łań na wyłączność. Momentami stojąc nieruchomo sprawiał wrażenie jakby o tym śnił.



Był moment, kiedy popatrzyliśmy sobie w oczy, ale najwyraźniej nie byłem dla niego ani intruzem ani tym bardziej konkurentem, bo spokojnie odszedł w zarośla po prawej.

Ucieszyło mnie to spotkanie. Przyjdzie czas, że i młode pokolenie dojdzie „do głosu” – tego basowego, pięknego, przeszywającego puszczę na wskroś.

…na odchodne rzuciłem mu „do zobaczenia”…

Z puszczańskim pozdrowieniem

Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz