Czarny
asfalt znikał pod kołami samochodu. Z głośników wydobywał się lekko
zachrypnięty głos Bogusława Meca. Lubił tę nostalgiczną płytę, która wprawiała
go w wyśmienity nastrój, wypełniony harmonią i spokojem. Światła przenikały mgłę,
która z każdym kilometrem zdawała się gęstnieć. Czasem auto niczym w pustą
dziurę wjeżdżało w przestrzeń wolną od jej oparów, by po chwili znów
gęstniejąca powłoka oblepiała je na nowo.