Szedł
dziarsko po lekko oszronionym polu. Niewielki plecak, w którym dźwigał
kilkanaście marchewek rytmicznie obijał się mu o plecy. Ostatnie lata przyzwyczaiły
go już do tego, że wigilijny dzień niekoniecznie musiał kojarzyć się ze
śniegiem i choć w tym roku pierwsze opady miał już za sobą to jednak dziś w ten
wyjątkowy dzień białego puchu zabrakło. Na szczęście temperatura o poranku była
minimalnie poniżej zera. Noc przy gruncie musiała być nawet chłodniejsza, bo
twarda zmarznięta ziemia chrupała pod butami.