Na kilka dni przed świętami, razem z Mariuszem postanawiamy sprawdzić pewien skraj kampinoskiej kniei, gdzie nasz nieomylny nos coś nam mówi, że o świcie jest tam duża szansa na spotkanie z grubszym zwierzem. Zatem postanowione. Jedziemy.
Od kilku dni mamy iście zimową aurę. Tej nocy iście
bajkową. Czerń nieba zasnutego ciężkimi chmurami, minus 6 na termometrze,
skrzypiący śnieg wokoło, mrozek na policzkach, leśny zagajnik, śródpolne
chabazie - po prostu tajemniczo - tak jak lubimy. Moje auto dzielnie
wrzyna się w leśną, obficie zasypaną białym puchem drogę. Zostawiamy je na
poboczu i dalej zamaskowani ruszamy przez pole. Dokładnie lustrujemy okolicę
lornetkami, także dlatego, żeby upewnić się, czy w pobliżu nie ma "myśliwców".
To stwarzać by mogło dla nas realne zagrożenie, tym bardziej po tym, że ostatnio
dość często w mediach pojawiają się relacje, jak to panowie myśliwi mylą
wszystko...z dzikami.
Ambona pusta, więc wychylamy się zza krzaków. Cisza i
spokój. Co jest do czorta? Czyżbyśmy się tak bardzo pomylili? Niemożliwe.
Zdobyta przez ostatnią dekadę wiedza i leśne doświadczenia, obecnie już mocno
procentują i takie nietrafione wypady, praktycznie nam się nie zdarzają.
Okazuje się, że wczorajszy opad śniegu posiada wyraźne ślady terenowych opon (w
kierunku myśliwskiej zwyżki), co sugeruje, że wieczorem obszar ten musiał być
spatrolowany przez "panów w kapelusikach". Może spłoszyli nieco
zwierzęta?
Postanawiamy się rozdzielić - ja wracam do auta, żeby
przejechać, a Mariusz ma w tym czasie obejść łączkę i zobaczyć, czy są widoczne
jakieś ślady obecności zwierząt. Zimowa aura w tym przypadku jest mocno
sprzyjająca i tropy na wieczornym opadzie śniegu, upewniłyby nas w tym na 100%.
Po 20 minutach podjeżdżam w rejon, gdzie umówiliśmy się spotkać ponownie i
zbieram Mariusza. Po lewej wśród powolutku widniejących ciemności spory rudel
saren. Trochę tropów dzików, ślad łosia, jakieś zgryzienia na krzewach. Mariusz
mówi, że gdzieś w oddali przemknęło kilka łań i młody chłyst, jednak nic poza
tym.
Przejeżdżamy kilkaset metrów dalej i stajemy nad rowem
melioracyjnym, tuż za mostkiem. Z drogi podrywa się puszczyk. Gasimy silnik i
uchylamy okna ze względu na parujące szyby. Rozmyślamy, dyskutujemy. Robi się
coraz widniej, chociaż zapowiadanego porannego słonka chyba się dziś nie
doczekamy.
Siedzimy tak dobre 20-30 minut i w zasadzie mamy już
zamiar przejechać na drugi cel naszego dzisiejszego wypadu (łosie w sosnowym
borze), gdy nagle około kilkudziesięciu metrów po prawej zauważam dwa ciemne (i
mokre) kształty wychodzące z kanałku. Wilki !!! - rzucam bez wahania.
Trzeci osobnik nie decyduje się na zimną kąpiel i wzdłuż rowu truchtem oddala
się na wschód. Przechodzi przez kolejny mostek oddalony od nas o około 300m.
Szyba w dół, lornetki do oczu. Dwa pierwsze wilki
przez chwilę kręcą się w miejscu, po czym powoli kierują się w stronę otwartej
łąki. Dołącza do nich trzeci osobnik i cała trójka niespiesznie oddala się w
stronę wyższych, uschniętych traw oraz rzadkich trzcinowisk. Osobniki te, to
nie jakieś tam chuderlaki, tylko naprawdę dostojne wilki. Szata zimowa
bez wątpienia dodaje im powagi i piękna. Obserwacja trwa kilka minut, po czym
wilki znikają daleko za linią krzewów. Chwilę później właśnie w tym miejscu
dostrzegamy grupkę łań - tę samą, którą niecałą godzinę wcześniej zauważył
Mariusz.
Wychodzimy z auta i idziemy przyjrzeć się wilczym
tropom. Dokładnie lustrujemy miejsce, gdzie przeszły przez rów. Dochodzimy do
drugiego mostku, gdzie trzeci osobnik pokonał nim wodę. Po jego śladach z
drugiej strony cieku kierujemy się z powrotem w stronę auta. Po kilkuset
metrach wszystkie ślady łączą się i ..... ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że
wilki podeszły na ok 20 metrów z tyłu za nasz samochód. Najwyraźniej zamierzały
przejść naszym mostkiem, tylko prawdopodobnie przez uchylone szyby mogły usłyszeć
nasze głosy, i gdyby nie to, zapewne zaskoczyłyby nas swoim widokiem tuż za
szybą auta. Cofnęły się jednak i odbiły wzdłuż kanałku, pokonując go nieco
dalej.
Mimo, że fotografia, którą w tych warunkach oświetleniowych udaje się wykonać Mariuszowi jest mało satysfakcjonująca i w zasadzie jedynie dokumentacyjna, to jednak jesteśmy wielce zadowoleni. Po wrześniowym, jest to kolejne piękne, puszczańskie spotkanie z tym drapieżnikiem. Dalsza część dnia przynosi nam jeszcze kilkanaście łosi, tak więc wypad uznajemy za wielce udany – ot taki przedświąteczny, choinkowy prezent.
A potwierdzenie naszych przypuszczeń przychodzi już
następnego świtu. Wilki dobrze wiedziały, po co tu iść. Nie myliliśmy się, a
kolejne spotkanie z tutejszą fauną zrobiło naprawdę duuuuużeeee wrażenie, ale
to już zupełnie inna historia .....
Z przyrodniczym pozdrowieniem
Wozik77
Gratuluję spotkania! Fajny blog. Super się czyta, a w związku z tym, że sam chodzę po Kampinosie za tym co Wy to jeszcze bardziej działa, żeby odkrywać kolejne miejsca licząc na ciekawe spotkania.
OdpowiedzUsuńDzięki Adam za miłe słowo - i kto wie - do zobaczenia na szlaku!
OdpowiedzUsuń