27 października 2022

Duch z bagien .....


Z ceglanego komina wydobywał się szary dym. Małą drewnianą chatkę wtuloną w objęcia strzelistego świerka, wypełniało ciepło starego, kaflowego pieca. Półmrok kuchni oświetlała stojąca na niewielkim stoliku, wiekowa lampka, pamiętająca zapewne jeszcze wczesne czasy PRL-u. Osmolony, blaszany czajnik rzucał złowrogi cień na ścianę i zastanawiał się, czy swym gwizdem nie zmąci panującej w izbie ciszy, przerywanej jedynie trzaskiem palących się sosnowych drewek.

Wstawszy z łóżka, wzdrygnął się nieco stawiając stopy na zimnej, drewnianej podłodze. Naciągnął oliwkowe bojówki. Zarzucił podkoszulek i stary wełniany sweter. Wyjrzał przed dom przez podwójnie oszklone okno, którego rogi zewnętrznych szyb pokrył w nocy delikatny szron. Na ściennym kalendarzu widniała data -  1 Listopada i najwyraźniej polska złota jesień miała się już ku końcowi.

Delikatnie chłepcząc gorącą herbatę zastanawiał się, którędy dziś pójść. Czy wybrać dłuższą drogę przez łąki i turzycowisko czy może pójść na skróty, ale za to umęczyć się niemiłosiernie brnąc przez zwartą, bagienną olszynę.

Zamknął skrzypiące drzwi, przekręcił zasuwę i ruszył drogą w prawo. Zmrożone źdźbła traw, trzeszczały pod jego stopami. Zastanawiał się czy tak samo kiedyś, tamtego wrześniowego poranka, odgłos setek żołnierskich butów zostawiających ślady na tej piaszczystej drodze, mógł mącić spokój budzącego się powoli do życia dnia. Szedł w skupieniu i rozmyślaniu nad tym, co działo się wówczas w tej okolicy. Wycofujące się po bitwie nad Bzurą, rozbite oddziały polskich armii Poznań i Pomorze, nieodzownie wciągnęły w wojenną zawieruchę i tę niewielką, kampinoską osadę. Szlak odwrotu był wielokrotnie areną większych czy mniejszych potyczek z najeźdźcą - był po prostu naznaczony losem wrześniowych klęsk.

Z drogi skręcił w lewo. Zwierzęcą ścieżką po lekkim podwyższeniu doszedł do śródleśnej łąki. Rozejrzał się chwilę, gdyż nie raz w tym miejscu miał piękne spotkania z leśnymi zwierzętami. Dziś jednak i one zdawały się wpisywać w nadchodzący czas zadumy, bo żadne z nich ani myślało wyjść mu przed obiektyw.

Przebrnął przez kolejne chaszcze by znów wynurzyć się ze zwartej części lasu i móc podziwiać rozległe turzycowiska. Tym razem, jak to miał wielokrotnie w zwyczaju nie odbił w kierunku „wilczych piasków”, tylko od razu skierował się w lewo idąc niewielkim wyniesieniem wśród młodych brzezin. Porządnie zryty przez dziki teren świadczył o tym, iż te mają się tu bardzo, bardzo dobrze. Przyglądał się temu, co te zwierzęta potrafią zrobić z rozległym torfowiskiem, gdy nad jego głową przeleciał olbrzymi ptak. Po wyraźnie jasnej głowie i szyi, bez trudu rozpoznał w nim bielika.  Ten, majestatycznie wznoszony przez wietrzny prąd, zatoczył koło i przysiadł na wysokiej, rozłożystej sośnie.

Obserwował go przez lornetkę. Ptak był starym osobnikiem. Widział wyraźnie zagięty, żółtawy dziób oraz potężne szpony zaciskające gałąź, na której siedział. W jego sylwetce była siła i moc, bezsprzeczne cechy narodowego godła. Znów jego myśli pobiegły ku odległym czasom i wrześniowym symbolom na wielu ułańskich hełmach czy czapkach. Posmutniał. Tak - okolica ta usiana była śladami żołnierskiej śmierci.

Ruszył dalej i w końcu wszedł w olchowo – leszczynowy grąd. Z trudem przedzierał się przez krzaki, w zasadzie idąc na przysłowiową pamięć. Od rogu łąki kierował się po łuku w lewo. Przeszedł przez obniżenie terenu i wyszedł na lekkie wyniesienie. Była nim stara, ledwo widoczna już grobla, która niegdyś prowadzić musiała do nieistniejącej już dziś wsi. Jedynym śladem po jej bytności był tylko fragment ceglanego fundamentu - dziś już mocno skruszony i zarośnięty – oraz krzak starego, pospolitego bzu, zapewne niegdyś zdobiącego te obejście.

Rozpoznał gdzie jest. Ucieszył się, że mimo upływu lat, znalazł to miejsce ponownie. Skierował się na skraj grobli w kierunku bagna, by po kilkudziesięciu metrach stanąć nad starym, drewnianym krzyżem.






Z małego, zmurszałego płotka, okalającego mogiłę w zasadzie pozostało już nie wiele. Odkąd był tu ostatnim razem, także ziemny kopczyk dziś wydał mu się znacznie mniejszy. Zgarnął połamane patyki, uprzątnął liście, przegrabił piasek. Sprawdził jak trzyma się metalowa tabliczka z wyrytym na niej napisem: „ N.N Żołnierz WP poległ za Ojczyznę 1939r” .

Pochylił głowę w zadumie i rozmyślaniu. Jak zawsze będąc w tym miejscu, zastanawiał się kim był ten, który tu spoczywa? Jakim był człowiekiem, jakim żołnierzem, jakim Polakiem? Jaki los sprawił, że znalazł się wtedy tu, w tym właśnie miejscu? Jakie okoliczności sprawiły, że dosięgła go wroga kula czy śmiercionośne odłamki? Czy kiedykolwiek jego bliscy poznali prawdę o jego ostatnich chwilach życia? A może po dziś dzień jego potomkowie nie wiedzą, gdzie spoczywa ich ojciec, brat, dziadek czy wuj? Gdzie są prochy tego wrześniowego bohatera, który tamtego lata 1939 roku, opuścił rodzinne strony, by w nierównej walce toczyć bój o ich…. o nasz wspólny dom? O Polskę.




Przez kilka lat, przewertował niemal wszystkie pozycje książkowe, opisujące wojenne zmagania w tych okolicach. Dotarł do wspomnień i sprawozdań żołnierzy z jednostek, które przemierzały tę drogę – drogę odwrotu wojsk polskich znad Bzury wycofujących się do upragnionej wówczas stolicy. Niestety. Nie znalazł śladu historii żołnierskiej mogiły z bagien. Nie możliwym też było zasięgnąć języka miejscowych, bo wieś od dawna była już wyludniona, a resztki dawno wykupionych i przejętych przez park chłopskich gruntów, skutecznie w swe objęcia wchłaniała puszcza.

Była w tym miejscu dziwna aura. Cisza wokoło sprawiała wrażenie, że coś wisi w powietrzu, że ktoś lub coś go obserwuje. Nie wiedział czy to za sprawą niedostępnego terenu czy też świadomości bytowania tu wilków - o których istnieniu doskonale wiedział – ale to miejsce zawsze napawało go nutą zaniepokojenia. Tak było i dziś. Ponury dzień, poranny chłód, gąszcz bagiennego lasu, cisza i brak wiatru oraz zasnute siną barwą niebo z pewnością to uczucie wzmagały. Poczuł się nie swojo.

Zapalił symboliczną lampkę, rozmyślając zarazem, jak jej mały płomyk dziwnie odmieni to miejsce w czerni nocy. Przez moment pomyślał jeszcze raz o spoczywającym w mogile żołnierzu i o tym, że nikt w zasadzie nie jest w stanie tu dotrzeć poza takim szaleńcem jak on. Przeżegnał się jeszcze raz i postanowił wracać.

Nie uszedł więcej, jak kilka kroków i …………………… Stanął jak wryty !!!



Niecałe trzydzieści metrów przed nim stał niczym duch dorodny jeleń. Piękna sylwetka z ciemniejszą grzywą i masywnymi nozdrzami wpatrzona była w intruza. Z jednej strony, wyraźnie zniekształcone poroże przyodziane było gałązką olchy. Byk zrobił kilka kroków i znów przystanął przyglądając się uważnie. Spotkali się wzrokiem. Porozumiewawczy ton tego zwierzęcego spojrzenia zdawał się mówić: „Ja też tuż przychodzę od wielu już lat. Wiem, że wśród moich bagien jest to właśnie miejsce, też tu zaglądam, pilnuję..... Czuwam.”



Popatrzyli na siebie wzajemnie jeszcze przez kilka chwil i jeleń, zupełnie spokojnym, wolnym krokiem odszedł pomiędzy drzewa. Obserwował go jeszcze jak niknął w gąszczu bagiennego olsu. Dziwnym trafem aura niepokoju zniknęła, ustępując miejsca poczuciu ulgi, że On nie jest tu sam.

Uśmiechnął się sam do siebie, zarzucił plecak na ramię, naciągnął mocniej czapkę i ruszył w drogę powrotną.

Wieczorem, wtulony w wysokie, miękkie oparcie fotela, nagle drgnął. Książka i mapy wypadły mu z rąk. Poczuł suchość w ustach. Najwyraźniej się ocknął. Spojrzał przed siebie. W telewizyjnym programie informacyjnym relacjonowano powroty z cmentarzy. Sięgnął po stojącą na stoliku niewielką szklaneczkę, wypełnioną brązowym trunkiem, w którym pływała niewiele widoczna już kostka lodu. Do pokoju weszła żona.

- Musiałeś strasznie przemarznąć rano, skoro tak żeś się wtulił w ten koc i przysnął – skwitowała.

Zdezorientowany podniósł leżący na kredensie aparat. Włączył ekran i wcisnął przeglądanie zdjęć. Jednymi z ostatnich ujęć były: fotografia leśnej mogiły oraz zdjęcie dostojnego jelenia wpatrzonego przed siebie, z gałązką olchy na nieco zniekształconym porożu….

Z puszczańskim pozdrowieniem

Wozik77

2 komentarze:

  1. Nasze lasy też kryją wiele bezimiennych mogił. Nie wiemy nic o tych ludziach. Nie pozostały o nich wspomnienia. Wielki żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Nie bez powodu powstał piękny utwór K.Klenczona i jego znamienny refren - " Tylko w polu biały krzyż nie pamięta już, kto pod nim spi...". Czas Wszystkich Świętych i Zaduszek to bezapelacyjnie moment, by i o tych bezimiennych mogiłach sobie po prostu przypomnieć.

      Usuń