26 grudnia 2022

Przedświąteczny prezent .....

 


Na kilka dni przed świętami, razem z Mariuszem postanawiamy sprawdzić pewien skraj kampinoskiej kniei, gdzie nasz nieomylny nos coś nam mówi, że o świcie jest tam duża szansa na spotkanie z grubszym zwierzem. Zatem postanowione. Jedziemy.

 

Od kilku dni mamy iście zimową aurę. Tej nocy iście bajkową. Czerń nieba zasnutego ciężkimi chmurami, minus 6 na termometrze, skrzypiący śnieg wokoło, mrozek na policzkach, leśny zagajnik, śródpolne chabazie  - po prostu tajemniczo - tak jak lubimy. Moje auto dzielnie wrzyna się w leśną, obficie zasypaną białym puchem drogę. Zostawiamy je na poboczu i dalej zamaskowani ruszamy przez pole. Dokładnie lustrujemy okolicę lornetkami, także dlatego, żeby upewnić się, czy w pobliżu nie ma "myśliwców". To stwarzać by mogło dla nas realne zagrożenie, tym bardziej po tym, że ostatnio dość często w mediach pojawiają się relacje, jak to panowie myśliwi mylą wszystko...z dzikami. 

 

Ambona pusta, więc wychylamy się zza krzaków. Cisza i spokój. Co jest do czorta? Czyżbyśmy się tak bardzo pomylili? Niemożliwe. Zdobyta przez ostatnią dekadę wiedza i leśne doświadczenia, obecnie już mocno procentują i takie nietrafione wypady, praktycznie nam się nie zdarzają. Okazuje się, że wczorajszy opad śniegu posiada wyraźne ślady terenowych opon (w kierunku myśliwskiej zwyżki), co sugeruje, że wieczorem obszar ten musiał być spatrolowany przez "panów w kapelusikach". Może spłoszyli nieco zwierzęta?

 

Postanawiamy się rozdzielić - ja wracam do auta, żeby przejechać, a Mariusz ma w tym czasie obejść łączkę i zobaczyć, czy są widoczne jakieś ślady obecności zwierząt. Zimowa aura w tym przypadku jest mocno sprzyjająca i tropy na wieczornym opadzie śniegu, upewniłyby nas w tym na 100%. Po 20 minutach podjeżdżam w rejon, gdzie umówiliśmy się spotkać ponownie i zbieram Mariusza.  Po lewej wśród powolutku widniejących ciemności spory rudel saren. Trochę tropów dzików, ślad łosia, jakieś zgryzienia na krzewach. Mariusz mówi, że gdzieś w oddali przemknęło kilka łań i młody chłyst, jednak nic poza tym.

 

Przejeżdżamy kilkaset metrów dalej i stajemy nad rowem melioracyjnym, tuż za mostkiem. Z drogi podrywa się puszczyk. Gasimy silnik i uchylamy okna ze względu na parujące szyby. Rozmyślamy, dyskutujemy. Robi się coraz widniej, chociaż zapowiadanego porannego słonka chyba się dziś nie doczekamy. 

 

Siedzimy tak dobre 20-30 minut i w zasadzie mamy już zamiar przejechać na drugi cel naszego dzisiejszego wypadu (łosie w sosnowym borze), gdy nagle około kilkudziesięciu metrów po prawej zauważam dwa ciemne (i mokre) kształty wychodzące z kanałku. Wilki !!! -  rzucam bez wahania. Trzeci osobnik nie decyduje się na zimną kąpiel i wzdłuż rowu truchtem oddala się na wschód. Przechodzi przez kolejny mostek oddalony od nas o około 300m.

 

Szyba w dół, lornetki do oczu. Dwa pierwsze wilki przez chwilę kręcą się w miejscu, po czym powoli kierują się w stronę otwartej łąki. Dołącza do nich trzeci osobnik i cała trójka niespiesznie oddala się w stronę wyższych, uschniętych traw oraz rzadkich trzcinowisk. Osobniki te, to nie jakieś tam chuderlaki, tylko naprawdę dostojne wilki. Szata zimowa  bez wątpienia dodaje im powagi i piękna. Obserwacja trwa kilka minut, po czym wilki znikają daleko za linią krzewów. Chwilę później właśnie w tym miejscu dostrzegamy grupkę łań - tę samą, którą niecałą godzinę wcześniej zauważył Mariusz.

 

Wychodzimy z auta i idziemy przyjrzeć się wilczym tropom. Dokładnie lustrujemy miejsce, gdzie przeszły przez rów. Dochodzimy do drugiego mostku, gdzie trzeci osobnik pokonał nim wodę. Po jego śladach z drugiej strony cieku kierujemy się z powrotem w stronę auta. Po kilkuset metrach wszystkie ślady łączą się i ..... ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że wilki podeszły na ok 20 metrów z tyłu za nasz samochód. Najwyraźniej zamierzały przejść naszym mostkiem, tylko prawdopodobnie przez uchylone szyby mogły usłyszeć nasze głosy, i gdyby nie to, zapewne zaskoczyłyby nas swoim widokiem tuż za szybą auta. Cofnęły się jednak i odbiły wzdłuż kanałku, pokonując go nieco dalej.



Mimo, że fotografia, którą w tych warunkach oświetleniowych udaje się wykonać Mariuszowi jest mało satysfakcjonująca i w zasadzie jedynie dokumentacyjna, to jednak jesteśmy wielce zadowoleni. Po wrześniowym, jest to kolejne piękne, puszczańskie spotkanie z tym drapieżnikiem. Dalsza część dnia przynosi nam jeszcze kilkanaście łosi, tak więc wypad uznajemy za wielce udany – ot taki przedświąteczny, choinkowy prezent.

A potwierdzenie naszych przypuszczeń przychodzi już następnego świtu. Wilki dobrze wiedziały, po co tu iść. Nie myliliśmy się, a kolejne spotkanie z tutejszą fauną zrobiło naprawdę duuuuużeeee wrażenie, ale to już zupełnie inna historia  .....

 

Z przyrodniczym pozdrowieniem

Wozik77

2 komentarze:

  1. Gratuluję spotkania! Fajny blog. Super się czyta, a w związku z tym, że sam chodzę po Kampinosie za tym co Wy to jeszcze bardziej działa, żeby odkrywać kolejne miejsca licząc na ciekawe spotkania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Adam za miłe słowo - i kto wie - do zobaczenia na szlaku!

    OdpowiedzUsuń