Z Mariuszem umówieni jesteśmy na 4.15. Toż to pora na wyprawy niczym w pełni rykowiska, nie na przedwiośniu, jednak tym razem sprawa stanowczo tego wymaga. Od dobrych bowiem kilku tygodni, nasze rozpoznanie przyrodnicze przynosi efekty. Dziś dajemy sobie kolejną szansę na zwieńczenie sukcesem tych kilkunastu zarwanych, zimowych poranków. Czy dziś znowu je spotkamy?
Droga mija nam na odwiecznych rozważaniach o puszczańskich zwierzętach, jednak gdy skręcamy w szutrówkę nasza czujność się wzmaga. Wiemy gdzie, wiemy jak i wiemy kiedy. Zdobycie tej wiedzy wymagało od nas wytypowania wielce prawdopodobnego miejsca, następnie wielu godzin wpatrywania się w lornetki, (głównie na przełomie nocy i brzasku) oraz nasłuchiwaniu w czeluściach nocy wszelakich dźwięków. W końcu jednak, z każdą kolejną wizytą upewnialiśmy się, że one tu muszą przychodzić. Ewidentne znaki na niebie i głównie na ziemi, nas do tego przekonywały. Ku naszej uciesze moment spotkania zbliżał się nieubłaganie.
W końcu za którymś razem,
„końskie” kontury zaczęły się poruszać. A więc bingo !!! Ale czy aby na pewno
są tu stałymi bywalcami? Kolejne weekendy, nie pozostawiały złudzeń.
Było tylko pytanie, co dokładnie
tak skutecznie je w tym rejonie przytrzymuje? To wyjaśniło się już niebawem,
kiedy to Mariusz podążając za słodkawym zapachem przywianym od pól natrafił na
jesienne pozostałości zielonej liściastej uprawy.
Dziś księżyc utrudniał sprawę,
podobnie jak podczas kilku mroźnych i wietrznych wypraw, kiedy to skostniali
wyczekiwaliśmy w ukryciu, aż się pojawią. Było widno – za widno, o czym
przekonaliśmy się podczas pierwszego objazdu. Zwierzęta już znacznie wcześniej
wracały z polnej wycieczki, dając się pooglądać jedynie w ciemnych wizjerach
naszych lornetek. No cóż takie życie. Pomni jednak doświadczeń z poprzednich
wypraw, nie dawaliśmy za wygraną. Grzecznie czekając w aucie obserwowaliśmy
okolicę. Najpierw kilka sztuk przemierzyło zagajnik, a potem kolejne cztery
wychyliły się zza pagórka.
Gdy już rozwidniło się na dobre,
postanowiliśmy ruszyć na szlak. Azymut zgodny z przemieszczającą się chmarą
dawał nadzieję na spotkanie w dziennym świetle. Kilka ciepłych dni zrobiło z
puszczańskich dróg nie lada wyzwanie, a błotnista maź zmuszała wędrowca do
wzmożonej ostrożności.
I nagle, lekko po lewej, za ścianą olch znajomy brązowy kształt. Daję sygnał Mariuszowi i obaj jak na komendę zastygamy w bezruchu. Lornetki do oczu. Są.
Piękne, dostojne, powolutku
przesuwają się na północ. Przed nimi nieco otwartej przestrzeni, jednak
zwierzęta zdają się podążać w pobliskie krzaki.
Tuż za nimi rozciąga się łąka i
to ona zdaje się je przyciągać. W tym widzimy swoją szanse. Kilkadziesiąt
kroków przed nami ściana olszyny się kończy i właśnie z tego miejsca spróbujemy
się im poprzyglądać.
Jelenie w liczbie niemal 20 sztuk, truchtem przebiegają przed nami i ….. jak się okazuje dołączają do chmary z lewej strony łąki !!!.
Tej nie widzieliśmy, ale teraz cała gromada ma prawie 50 osobników. Strzelamy kilka dokumentacyjnych fotek i oddajemy się przyjemności oglądania zwierząt przez lornetki. Cóż za widok !!! Muszę powiedzieć, że po doznaniach „koncertu” z jesieni nie sądziłem, że tak szybko moje serce zacznie bić w podobnym tonie. Co by nie powiedzieć, to co mam właśnie przed oczami, to jest po prostu niesamowicie piękny widok !!!.
Gęba sama mi się śmieje. Widok
dużego stada, dostojnych, dużych puszczańskich zwierząt, jest nie lada
przeżyciem. To wprawia mnie w zachwyt, to przyspiesza mój oddech. Człowiek
chłonie ten widok i chciałby, aby ta chwila trwała wiecznie. Chmara jest
spokojna i podgryzając pędy rozmarzających traw, powolutku przemieszcza się w
stronę lasu. Tam przystaje, rozgląda się. Część osobników ma już zrzucone
poroże, jednak większość nosi jeszcze swoje oręże. Niektóre ocierają się o
drzewa, jeszcze inne bratersko przepychają się nawzajem. Widać, że czują się tu
pewnie.
W końcu zwierzęta nikną w
gęstwinie, nam pozostawiając masę pięknych doznań oraz poczucie świadomości
przyrodniczej, jaką wykazaliśmy się podczas tej zimy. Udowodniliśmy sobie
samym, że w puszczańskich lasach możliwe jest spotkanie z dużą grupą tych
zwierząt niczym, gdzieś w lasach zachodnio-pomorskich czy też
warmińsko-mazurskich. Jasne, że częstotliwość takich spotkań jest zgoła inna,
jednak czy aby na pewno??? Te kila ostatnich tygodni było super przygodą, którą
dane nam było przeżyć na jawie i to w „naszym znajomym lesie”, bo przecież to
nie był z pewnością tylko piękny sen…
Z puszczańskim pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz