Kilka dni temu – jak co roku o
tej porze – wybraliśmy się rodzinnie nad Biebrzę. Coroczne przeloty gęsi, jak
magnes przyciągają duże rzesze turystów, którzy chcą móc podziwiać to niezwykłe
zjawisko przyrodnicze. Także i my nie mogliśmy odmówić sobie tej przyjemności,
i mimo obostrzeń pandemicznych skracających nasz pobyt jedynie do jednego dnia,
wizytowaliśmy objazdowo dolny basen Biebrzy. Świat przyrodniczy nie zawiódł, co
przy tegorocznych znacznie lepszych warunkach hydrologicznych, dawało nadzieję
na powrót wypełniony pozytywnymi emocjami.
Na koniec dnia, wizyta na
Barwiku. Dobarskie dania „na wynos” i obiad na leśnym parkingu, dopełniały aury
wyjazdu. Po nim nie pozostało nic innego, tylko późno popołudniowa kontemplacja
na platformie widokowej. Słoneczny, chylący się ku zachodowi dzień, nieruchome,
ciepłe powietrze, a także brak wiatru dawały nadzieję na wsłuchiwanie się w
odgłosy bekasów, tylko………….no właśnie.
Z daleka, z bardzo daleka dał się
usłyszeć ryk silnika. Motor (potocznie zwany ścigaczem) pędził od strony
Zajek/Laskowca. To nie była jazda. To było wycie!!! To było monstrualnie
brzmiące ryczenie!!! Istny koszmar. Każdy, kto zna układ carskiej drogi wie, iż
lokalizacja platformy na Barwiku jest mniej więcej w połowie 30-to
kilometrowego jej odcinka i to w dodatku ok 1,5 km w głąb „bagien” od
asfaltowej nitki. Niestety to nie miało najmniejszego znaczenia. Motor pędził z
zawrotną zapewne prędkością, co dało się wywnioskować po szybkości
przemieszczającego się dźwięku oraz wydobywających się decybeli. Te, ze
zdwojoną siłą odbijały się echem od ścian lasu, czyniąc niemożliwy do opisania
gwizd i hałas, w obszarze wielu dziesiątek kilometrów kwadratowych. Zapewne
gładki jak stół asfalt i prosta droga zachęcały kierującego do maksymalnego
odkręcania manetki gazu na każdym biegu i śrubowania obrotów silnika na ile
tylko się da. Miał w dupie ograniczenie prędkości, miał gdzieś ostrzegawcze
znaki, śmieszyły go pojedyncze spowalniające progi czy wirtualna myśl o
policyjnym patrolu. Jego ograniczona małym rozmiarem mózgu wyobraźnia nawet nie
dopuściła do głowy myśli, a co by się stało, gdyby z przydrożnego gąszczu wybiegł
na drogę biebrzański król - łoś?
Przejazd trwał kilka minut, gdzie
przy przepisowej prędkości powinien wynieść dobrze ponad pół godziny. Rozerwał
biebrzańską ciszę na znacznie, znacznie dłużej.
Zanim moje myśli wróciły do jako
takiej normalności, zanim uspokoiło się wypytujące spojrzenie mojego
kilkuletniego syna, powróciły myśli sprzed lat, wprost przewidujące wówczas taki
stan rzeczy. Na świeżo zderzyłem je z tym, co widziałem tego dnia na Carskiej.
Zwiększony znacznie ruch „przelotowych” aut, nie pozwala już dziś na spokojne
obserwowanie tego, co tuż obok na poboczu. Szansy na to, że na horyzoncie
asfaltu przez dłuższą chwilę nie zobaczysz świateł pojazdu praktycznie już nie
ma, a leśna towarzysząca ci cisza jest dziś po prostu nieosiągalna. Nawet
powszechne kiedyś samoistne zatrzymywanie się ruchu, ma już miejsce coraz rzadziej,
a do tego niezrozumiałość tego ściśle lokalnego zjawiska wpisującego się kiedyś
w swojego rodzaju „carski folklor”, zaczyna przeważać. Zachowania takie bywają
obtrąbione, a kolejne mijające obserwatorów samochody nie specjalnie już
zwalniają. Robi się mniej bezpiecznie i dla ludzi i dla zwierząt.
Zadaję sobie pytanie, czy w
ogólnym bilansie i rozliczeniu po latach, tego stanu rzeczy przeważa czynnik
iluzorycznych, znaczących udogodnień czy „profitów” po stronie lokalnej
społeczności?...... Pewnie każdy odpowie sobie na to sam.
Próbowałem powrócić do
podpatrywania bekasów, ale niczym burzowe chmury od zachodu, zrzedła mi jedynie
mina. Pomyślałem sobie o skali remontu Carskiej, w odniesieniu do skali budowy planowanej,
nieodległej drogi ekspresowej i ogólnego jej wpływu na otaczający biebrzański
świat.
Znów burzliwe dyskusje, znów
wrogość stron, znów wojna argumentów tych jedynych właściwych i tych szalenie
absurdalnych.
Obecnie tylko szalone głowy są w
stanie popierać tezę, że inwestycja ta w zasadzie nie zmieni nic po stronie
biebrzańskiego świata przyrody, więc o co w ogóle ta batalia? Pewnie można by toczyć
długie dyskusje udowadniające, że tak niestety nie będzie. I to prawda, a ktoś,
kto temu jawnie przeczy, chyba jest na bakier z wiedzą i to jeszcze na poziomie
szkoły podstawowej. Oprócz świata roślin czy zwierząt, jest jeszcze coś takiego
jak pojęcie ochrony przyrody i krajobrazu, a wciśnięcie w obszar bądź co bądź
parku narodowego szerokopasmowej drogi ekspresowej wraz z wszystkimi jej
elementami taki krajobraz bez wątpienia znacząco zmieni.
Koniec końców dochodzimy do
punktu, w którym demokratyczny kompromis każe położyć na szali sporu wszystkie „za”
i wszystkie „przeciw”. I zważyć, w która stronę przechyli się wskazówka?
I tu jest pytanie do Was drodzy
„Tutejsi”, bo co tam może wiedzieć oderwana od rzeczywistości „warszawka” (określana
obecnie jako wszyscy „miastowi”). Co tam autorytety przyrodnicze, sprowadzane
do postrzegania ich jako ekscentrycznych okularników, często z lupą w dłoni, co
to nigdy ciężkiej pracy się nie imali i nic o życiu i jego problemach nie
wiedzą. Co tam wie zachodnia Europa i co tam Was będzie pouczać, skoro sami
wybudowali sobie już drogi, a teraz chrzanią Wam o uczeniu się na ich błędach.
Co tam światłe umysły polityczno-biznesowe, które jasno wskazują na znacznie
inny niż lokalny interes takiego przedsięwzięcia.
Przecież to Wy drodzy Tutejsi na
tym zyskacie....
Czy aby na pewno? Co położycie na
szali tych iluzorycznych lokalnych zysków? Jakie „profity" czy udogodnienia otrzymacie?
Czym chcecie zrównoważyć drugą stronę mniejszej lub większej degradacji świata roślin
i zwierząt, to jest przecięcia - ogrodzonym korytarzem komunikacyjnym dwóch dróg
krajowych – obecnej i nowej ekspresowej biegnącej obok wraz z poszerzoną
linią kolejową - tego integralnego biebrzańskiego świata na pół, degradacji lokalnego
krajobrazu z zapewne pięknie się prezentującymi, monumentalnymi podporami czy
nasypami drogowymi wraz z ekranami dźwiękochłonnymi? Czym zagłuszycie niosący się
kilometrami – szczególnie tu ze względu na rozlewiska - ciągły dzienny i nocny
poszum „autostrady”? Macie zapewne zagwarantowane pokrycie utraconych
przyszłych zysków z tytułu egzystującej tu turystyki (agro-kwater, jadłodajni,
atrakcji turystycznych wszelakiej maści), która zamiast się zachwycać okolicą i
rozwijać (bo przecież będzie miała dogodny dojazd), jest duża szansa, że z
czasem zacznie się kurczyć poprzez takich „idiotów jak ja”, co to nie jest dla
nich szczytem marzeń wypoczywać w takiej nowej i świetnej rzeczywistości (np. kompleksu
Bartlowizna, z którego świetnie ową inwestycję będzie słychać - chyba nawet
bardziej niż ptaki nad rzeką usytuowaną tuż obok)? A może macie już pomysł i
zapewnienie lokalnych władz też na to, jak zrównoważycie straty w rolnych dopłatach,
które z biegiem lat mogą zacząć się kurczyć, bo produkty z Waszego terenu
przestaną trzymać wskaźniki jakościowe, pogarszające się ze względu na smog
przy-jezdniowy? Czym tak konkretnie jesteście mamieni pod przykrywką populistycznych haseł "rozwoju inwestycyjnego regionu" (spójrzcie na bliźniaczej wielkości miasta jak
Wyszków, Zambrów i ich iluzoryczny „mega rozwój gospodarczy” przy ekspresówce),
bo obawiam się, że droga ta przyspieszy głównie tranzyt przelotowy naszych
wschodnich sąsiadów, a tylko nielicznym z Was udogodni szybszy okazjonalny dojazd
na Mazury do „teściów” czy na lotnisko (dopóki nie wybudują go Wam w okolicy
Tykocina…)
Co tam ja, nieczuły na lokalną
problematykę obywatel, nie mający prawa głosu w przedmiotowej dyskusji, ale z
którego podatkowych wpływów do budżetu między innymi inwestycja ta ma być
finansowana. Wam drodzy Tutejsi radzę, by do oglądania telewizji (bez względu
na to jakiej stacji) czy wysłuchiwania wszystko wiedzących „wieszczy” dołączyć
jeszcze myślenie. By zastanowić się nad różnymi aspektami sprawy i swoje
poparcie dla przedmiotowej sprawy wyrazić po jej przeanalizowaniu, a nie pod wpływem
chwilowego przypływu emocji i pozornie brzmiących argumentów, płynących często
z ust tych, którzy na tej budowie chcą osiągnąć swoje korzyści…. Często głównie wyborcze….
A ja? Przyjadę, dopóki wciąż będzie
słychać bekasy, tam gdzieś na Barwiku…
Z przyrodniczym pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz