„Przeprowadzę Cię przez mrok i nie będziesz już się bać…” - …usłyszał słowa piosenki, które niczym szept słońca muskały Jego nocną pół-świadomość. Pozostać nieczułym na to wołanie? Nie mógł, nie potrafił, nie chciał.
Pędził po skrzącym się czarnym
asfalcie. Byle dalej od zdradliwej poświaty wielkiego miasta. Uciekał w mrok,
ale nie w nieznane. Czy się bał? Nie!!!! Znał leśne uroki tego czasu. Miał dar widzenia
tego, co niewidoczne, skrywane kotarą ciemności i wiedzione przenikliwą ciszą. Mroźna aura zadbała o to, by upiększyć te
chwile. Ścięta błyszczącym blaskiem lodowej powłoki rzeczka, nad którą
zaparkował dodawała tajemnicy i magii kończącej się nocy.
Szedł. Przed nim – na polnej
drodze – „sznurował” wilczy trop, Skrzypiący pod nogami śnieg, niósł się echem
daleko przed siebie. Nie zwiastowało to zbyt dobrze na dzisiejszy podchód. Co i
raz przystawał, lustrując lornetką przestrzeń. Wychylał się zza pasu sitowia,
które zwartym szpalerem przyozdabiało brzeg kanału. W końcu dotarł do Brzozowej
Polanki i przystanął na jej skraju. Minus 8, jakie zarejestrował wysiadając z
samochodu, tu zdawało się być mocno zaniżone. Potęgująca wrażenie mrozu cisza,
wgryzała się pod kaptur i wełnianą czapkę. Zdjął rękawiczkę i ciepłą wciąż
dłonią potarł nos i policzki. Naciągnął wyżej przytulny „komin”, tak aby
zasłaniał mu większą część twarzy. Pomogło. Lekki wiaterek jednak wpychał pod
obszerną kurtkę złowieszczy chłód, który zaczynał panoszyć się po jego ciele.
Choć miał grube skarpety i termiczne wkładki w kaloszach, stopy powoli
zaczynały drętwieć. Co i raz próbował okrężnymi ruchami kostek wprawić je w
ruch, by krążenie zbawiennej krwi, choć trochę wtłoczyło w nie ciepło.
Spędził tak dobre 3 kwadranse,
ale zwierzyny nie było. Ta pewnie równie mocno odczuwała termikę dzisiejszej
nocy i być może zaległa gdzieś głębiej, osłonięta od zdradliwego chłodu.
I właśnie wtedy, daleko przed nim
coś zaczęło się zmieniać. Nie na poziomie jaki z reguły obserwował, ale nieco
wyżej. Nad linią odległego lasu. Dziś nad wyraz mocno zauważył to piękno.
Brzask
Wciąż dominowała czerń, z
gwiaździstym niebem, smugą mlecznej drogi zauważalną w przejrzystym styczniowym
powietrzu. Gdzieś hen daleko, na wschodnich rubieżach odległego horyzontu
pojawiała się szarość, choć tak naprawdę sam nie wiem jak nazwać tę barwę.
Lubił ten moment. To znak, że noc zaczyna odchodzić. Ustępować miejsca temu, co
od miliardów lat następuje po niej. Brzask widzisz zawsze bardziej zmysłami i
duszą, niż oczami. Chcesz poznać Jego myśli, aż po rozsądku kres. Czujesz Go powonieniem,
czasem muskasz dotykiem. Brzask to intymność.
Przedświt
Szarości i beże, przybierały na
sile. O swoją pozycję zaczynał twardo bić się nasycony pomarańcz, czasem
delikatna czerwień oraz pierwsze odcienie żółci. To wtedy znika tajemnicza,
„groźna” i budząca u niektórych lęk ciemność. Dostrzegasz wyraźne już kontury
tego co Cię otacza. Przedświt smakujesz, podświadomie pragnąc, by przedłużać
ten czas. To wciąż gra niedopowiedzeń, jeszcze skrywanych znaczeń, czytania
między wierszami. Przedświt jest subtelnością.
Świt
Słońce skrywało się jeszcze za
linią łączącą ziemię i niebo, ale łuną swoich barw dawało już przedsmak
„ciepła”, jakie przyniesie za moment. Zaczynasz czytać przestrzeń wzrokiem. Już
się jej nie domyślasz. Już ją chłoniesz. Świt i Jego barwy wciągają.
Uzależniają zabijając jednocześnie poczucie upływającego czasu. Chciałbyś tak
trwać w Nim po wieczność.
Wschód
Pomarańczowy okrąg najważniejszej
z galaktycznych gwiazd, dających możność istnienia świata w końcu unosił się
nad horyzont. Wyłaniał się powoli i zbyt szybko zarazem. Pokazywał swoje
oblicze i blask. Nadawał piękna wszystkiemu co współistnieje z nim tu i teraz.
„O Wschodzie, który to wiernym
mym Przyjacielem zostałeś…” obyś zachwytu swego nigdy mi nie szczędził…
Poranek
I wstał styczniowy Poranek. Zamglone
wysoko już słońce, górowało na obliczem lekko zaśnieżonej Puszczy. Poranek jest
momentem wejścia w pełne światło dnia. Jest dopełnieniem Brzasku, Przedświtu, Świtu
oraz Wschodu. Bez nich, nie byłoby Jego.
Wracał. Mijając przechodniów
rozmyślał, ilu z nich w swojej niewiedzy, niespełnionymi czuć się mogą, bo nie
zaznali tych własnych serca drżeń, przechodząc z mroku w piękno wstającego dnia…
Z puszczańskim pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz