Był koniec kwietnia. Rok temu. Wraz z kompanem moich puszczańskich wędrówek, po raz kolejny tej wiosny przemierzaliśmy leśne dukty. Tym razem trasa wiodła szlakiem, który przecinał sosnowy bór. W którymś momencie ścieżka zbliżyła się do urokliwej dolinki, w której zagłębieniu płynęła jedna z niewielu kampinoskich rzeczułek. To może nazbyt szumna nazwa, ale przynajmniej o tej porze roku, ów ciek był wypełniony wodą, tworząc w zakolu mini rozlewisko. Tu właśnie rośliny czerpiąc obficie wilgoć z podłoża, zdążyły zazielenić się już bardzo mocno, upiększając ten zakręt.
Postanowiliśmy to ująć w
kadrze. Leniwy nurt toczył swe wody
wśród plątaniny powalonych drzew oraz kęp pospolitych olch. Całości uroku
dodawały zielone trawy oraz żółcące się tu i ówdzie kaczeńce. Dolinka była niewielka,
w zasadzie nazwać należałoby ją miniaturowym zagłębieniem, do którego z obu
stron dochodziły stoki piaszczystych, sosnowych wzniesień.
W pewnym momencie, przy próbie skadrowania ujęcia, uwagę kolegi przykuła wyniosła karpa nadbrzeżnych drzew. Niby nie różniła się od innych, ale u jej podnóża, pomiędzy rozłożystymi konarami brązowiło się coś dziwnego. Kompan podszedł bliżej, a jego oczom ukazał się zaokrąglony, charakterystyczny kształt. Tkwił dość sztywno w miękkiej, wypełnionej zbutwiałymi liśćmi i próchnem, dolnej części karpy. Był w nią wrośnięty, bo okazało się, że olchy „otuliły” go z dwóch stron.
Moje pierwsze spojrzenie na owe znalezisko, bez cienia wątpliwości utwierdziło mnie w tym, z czym mamy do czynienia. To relikt przeszłości sprzed 85 lat – dość charakterystyczny w swoim wyglądzie, Polski wrześniowy hełm z 1939r. Zachował się w zaskakująco dobrej jak na tyle lat kondycji. Mimo tak długiego czasu, miał nadal swą sztywność i nie skruszył się jeszcze nadmiernie.
„…Miejcie nadzieję, nie tę lichą
marną, co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera, lecz tę niezłomną, która tkwi
jak ziarno, przyszłych poświęceń w duszy bohatera…”
Od razu poczuliśmy, że to coś
wyjątkowego. Historia puszczy kampinoskiej niejednokrotnie skupiała się wokół
ważnych wydarzeń dziejowych, a bez wątpienia Wrzesień’39 był jedną z jej najbardziej
krwawych kart. To wtedy połączone oddziały dwóch polskich Armii – Poznań i
Pomorze, po ciężkich bojach stoczonych w bitwie nad Bzurą, przedzierały się
przez kampinoskie ostępy ku upragnionej Warszawie. Stolica, była wówczas
nadzieją na odmianę żołnierskiego losu. Losu obrońcy ukochanej Ojczyzny
Dokładnie obejrzeliśmy znalezisko
i innym okiem patrzyliśmy już na ową dolinkę. W szerszym ujęciu była przecież na
osi wycofujących się wojsk polskich, a w mniejszym, lokalnym spojrzeniu dawała
możliwość pewnego schronienia się przed ostrzałem nieprzyjaciela. Być może
wtedy, po suchym, upalnym lecie, rzeczka nie niosła wody, a jej mini koryto
było wręcz dogodną ścieżką, po której poruszali się wrześniowi żołnierze? Może
dawała im możliwość bezpiecznego przedarcia się o kolejne kilometry do przodu?
„…Miejcie odwagę, nie tę tchnącą
szałem, która na oślep leci bez oręża, lecz tę co sama niezdobytym wałem,
przeciwne losy, stałością zwycięża. Przestańmy własną pieścić się boleścią,
przestańmy ciągłym lamentem się poić, kochać się w skargach jest rzeczą
niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić …”
Czy ten hełm był żołnierską
zgubą? Do kogo należał? Kogo chronił? Kim był żołnierz, który go nosił? Skąd
pochodził? Z jakim nastawieniem ruszał na wrześniowy szlak bojowy? Jakim był
człowiekiem, jakim Polakiem, jakim patriotą?
Jak potoczyły się Jego losy? Czy doszło tu to do jakiejś potyczki? A
może w tej właśnie dolince rozegrał się Jego wrześniowy dramat? Na te pytania
nigdy nie poznamy odpowiedzi, ale jednego byliśmy pewni – namacalnie „dotykaliśmy”
przecież swojego rodzaju „kampinoskiej wrześniowej relikwii”.
Niemal od razu pojawiła się wątpliwość,
co zrobić z tym faktem? Przecież, to jakby nie było, mała cząstka historii. Zostawić
to znalezisko tu, gdzie przeleżało ponad osiemdziesiąt lat, pchając je tym
samym w dalszą otchłań niepamięci?
„…Lecz nie przestańmy, czcić
świętości swoje i przechowywać ideałów czystość, do nas należy dać im moc i
zbroję, by z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość…”
Rok czasu wahaliśmy się co dalej?
W między czasie zasięgnęliśmy internetowej wiedzy i jak się okazuje, status
prawny takiej sytuacji wymagałby zapewne kilku zgłoszeń do odpowiednich
instytucji, które to dopiero, mogłyby wydać zgody na podjęcie znaleziska. Mieliśmy
wątpliwości, czy tak już unikatowe okruchy historii nie powinny trafić do muzeum,
by oglądane przez potomnych, były dowodem przemijającego czasu i próbą życia w
ludzkiej pamięci. Może byłoby to lepsze, niż ciche, bezimienne tkwienie w
puszczańskim lesie? Jednakże kolejne oględziny znaleziska tej wiosny,
utwierdziły nas w tym, że hełm jest nader mocno zespolony ze starą olchą, a
ewentualne próby jego wyjęcia, zapewne skutkowałyby jego destrukcją.
Ostatecznie zdecydowaliśmy
wspólnie, iż ta kampinoska pamiątka pozostanie w miejscu, gdzie przeleżała te
wszystkie dekady. W jednym kawałku, w całości, połączona na wieczność z drzewem, z którym dzieliła ten długi czas. Najważniejsze, że nie pozostanie
już w pełni zapomnianą. Będzie już w naszych myślach, w naszych opowieściach, w
naszej pamięci.
Być może dla wielu przesadą jest
to co piszę, wynosząc i gloryfikując tę sytuację, nie mniej jednak dla mnie
osobiście, jest to coś niosącego ze sobą dużą dawkę emocji i wiarę, że w
ostatecznym rozrachunku postąpiliśmy właściwie…
„…Miejcie nadzieję, nie tę lichą
marną, co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera, lecz tę niezłomną, która tkwi
jak ziarno, przyszłych poświęceń w duszy bohatera…”
Z puszczańskim pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz