W ramach rozmyślań i odczytywania leśnych śladów bytowania zwierząt, w mojej głowie zakołatało pytanie o cel, jaki faktycznie przyświeca czynnościom, które ostatnio miałem okazję obserwować.
Pewnie nie raz podczas leśnych
wędrówek natknęliście się na powycierane drzewa? Ja też. W zasadzie żyłem w
świadomości, że te wytarte na dole to sprawka dzików czyszczących się po
błotnej kąpieli, natomiast te wytarte znacznie wyżej to efekt ścierania scypułu
z poroża przez jelenie lub łosie (przed rykowiskiem/bukowiskiem). Przyglądając
się bliżej owym drzewom, zacząłem ewidentnie dostrzegać w nich pewne
charakterystyczne cechy. Te, których funkcją było wytarcie scypułu były z
reguły mniej urodziwe – rzekłbym, że w większej mierze nawet były to młode
brzózki lub też rozłożyste wiklinowe krzewy. Tam prawdopodobnie ich gęstość
powodowała efektywniejsze ścieranie delikatnego, ukrwionego naskórka,
okalającego samcze oręże. Czasem krzewy takie wyglądały, jakby coś je
przeorało, natomiast drzewa pokaleczone porożem, miały dość wysoko wyraźnie
wyorane bruzdy w korze, z której sączyła się świeża żywica.
Kilka dni temu (a więc na
przedwiośniu) byłem jednak świadkiem takiej oto sceny – grupa łań, wychodząc
niespiesznie z zagajnika postanowiła powycierać się o drzewa. Te jednak –
poważne już sosny – jak dało się zauważyć były powycierane nieco niżej i
wyraźnie było widać, że służą już dobrych kilka lat. Miały zdartą niemal całą
warstwę kory aż do łyka, a wielu miejscach dało się zauważyć poprzyczepianą
sierść.
Chmarka, zatrzymała się w tym
miejscu na dłużej. Niektóre łanie zaległy w poszyciu, przeżuwając to co zapewne
chwilę wcześniej skonsumowały. Inne w tym czasie ochoczo czochrały się,
wycierając zapewne pozimową szatę. Kilka z nich wyszło na bardziej otwartą
przestrzeń, gdzie skubało pierwsze zielone trawy.
Miejsce to wydało mi się dość specyficzne.
Zaraz obok drzew, rozpościerało się „piaszczysko” – jak zwykłem nazywać teren,
w którym zwierzyna zażywa piaskowych kąpieli. Jak się okazało w promieniu ok
150m znajdowały się też 3 czynne babrzyska, z których jedno było sporym
zagłębieniem wypełnionym wodą.
Siedząc przyczajony za krzakiem
obserwowałem to wszystko. Poskładałem w całość te elementy i nagle zaczął
wyłaniać mi się dość jednoznaczny obraz. No bo to tak, jakbyśmy zjawili się w
ekskluzywnym leśnym SPA, gdzie mamy do dyspozycji wszelakie zabiegi. Sądząc po
kierunku, skąd przyszły, łanie najprawdopodobniej najpierw zażyły kąpieli w
babrzysku, następnie ocierając się o drzewa wyczyściły z błota i lniejącej
sierści szyję, głowę oraz tułów. Czynność ta zapewne była też zabiegiem
likwidującym pasożyty, jak choćby aktywne w tym czasie kleszcze.
Spotkanie to było bardzo
pouczające jeszcze z jednego względu – miejsca takie, jak się okazało są odwiedzane
bardzo regularnie, ale nie ma się co temu dziwić. W końcu higiena osobista jest
bardzo ważna – jak widać wśród zwierząt też.
Z leśnym pozdrowieniem – „Nasz
Bór”
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz