29 stycznia 2024

W sosnowym borze .....

 




Pierwsze tygodnie tego roku, powitały mnie śnieżną i lekko mroźną aurą. Jak okiem sięgnąć dookoła biały puch, który jeszcze świeżo po opadzie dawał nadzieję na ciche poruszanie się, jednak po kilku dniach z temperaturą poniżej zera zmroził się na tyle, że skrzypienie spod nóg było słychać niemalże z kilkuset metrów.

Nie narzekałem jednak, dobrze wiedząc, jak zbawiennym dla puszczy może być moment, kiedy to wszystko zacznie topnieć. Wszystkie zagłębienia, rowy, kanałki, a przede wszystkim przesuszone przez ostatnie lata olsy wypełnią się dużą ilością wody, co spowoduje bez wątpienia powrót całego ich uroku!!!. Ale to jeszcze za chwilę, na przedwiośniu, jeszcze nie teraz.

Swoje kroki na kilka zimowych wypraw, skierowaliśmy wraz z Mariuszem w typowo sosnowy bór. Jego przejrzystość względnie gwarantowała, że być może uda się dostrzec zwierzynę wcześniej, zanim ona usłyszy nasz chód. Nie myliliśmy się. Zwierząt było sporo, jednakże pogoda na zdjęcia …. No cóż. Ostatnio ciąży nad nami jakieś fatum. W zasadzie rzec by można, że od połowy listopada nie trafiliśmy na pogodny weekend – nawet choćby jeden jego dzień. Zawsze jak nie mocno sypało, to wiało i padało, a w najlepszym razie było szaro, buro i ponuro.

Leśne spotkania jednak, były radością samą w sobie.

Jak zawsze mogliśmy liczyć na dyżurne łosie, które o tej porze roku chętnie przechadzają się po sosnowym lesie.




Często wyglądają gdzieś spomiędzy drzew i potrafią trwać w takim spojrzeniu wiele, wiele minut.




Dopisały – co może nie powinno być dla nas zaskoczeniem – jelenie. Fakt przebywania ich w tego rodzaju siedliskach, troszkę dał nam do myślenia. Zwierzęta te, w tym roku nie zbiły się w tak spektakularne chmary, jakie dane nam było już obserwować w puszczy, ale za to grupek było więcej, przez co żaden leśny wypad nie obył się bez spotkania z nimi.






Czyżby wilki trochę rozpędziły towarzystwo? Było przecież i mroźnie i śnieżnie, więc duże grupy powinny się ujawnić, a tu klops. Może podtopione tereny ścięte grubą warstwą lodu, spowodowały, że jelenie pozostały „uziemione” w pewnych rejonach z innych zupełnie znikając? Ot ciekawe.







Jak jednak wspomniałem, warunki czysto techniczne do fotografowania były marne, tak więc zdjęć, z których można by być wielce zadowolonym …praktycznie nie mam z tego czasu. Wszystko, co pstryknęliśmy to bardziej „dokument”.

Dopisały spotkania z dzikami. Tych wyraźnie po latach posuchy jest w puszczy coraz więcej. Ślady ich bytności widać w wielu miejscach. Mieliśmy okazje podziwiać przemarsz ponad 20-osobowej grupy w deszczowe południe, jak również trucht „kruczo czarnej piątki” na śniegowym wzgórzu. Piękna scena!

Wilki. Są, tylko pokazać się nie chcą. Przynajmniej nam. Czasem tylko zostawią tropy na drodze, lub…. trochę sierści w miejscu „zbrodni”, jak wtedy, kiedy na skraju szlaku, tuż przy ścieżce znaleźliśmy zakrwawiony mech, kilka drobnych fragmentów krwisto-czerwonego mięsa, i tyle. Widać, że ofiara musiała być nie duża ( prawdopodobnie sarna) i została rozszarpana, a następnie każdy osobnik ze swoją porcją dania udał się w głęboki las.

Zimowe kilometry w nogach i wielogodzinne dyskusje podczas wędrówek, jak zwykle owocują dużą dozą przemyśleń, ciekawych wniosków płynących z obserwacji i wykluwaniem się nowych pomysłów. Co prawda przed nami jeszcze cały luty – teoretycznie jeden z najzimniejszych okresów w tej szerokości geograficznej, dlatego choć po głowie chodzi mi już przedwiośnie to zimie nie mówimy jeszcze do widzenia. Zobaczymy, co czas pokaże…

Z puszczańskim pozdrowieniem

Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz