16 marca 2023

Otwarta księga .....

 


Bodaj od świąt nie mógł trafić na pogodny, weekendowy poranek. Powoli miał już dość tych sino-burych chmur, ciągnących się po niebie i nieprzepuszczających błękitu. Ale cóż. Jak to mówią najgorszy dzień w lesie jest i tak lepszy od najlepszego dnia w pracy. Nadchodzący weekend nie zapowiadał się inaczej. Znów koło zera, znów zasnute niebo. Dobrze, że bez wiatru. A więc co? W knieję.

Jeszcze wieczorem miał nadzieję, że prognoza z ostatnich godzin się nie sprawdzi, ale gdy tylko otworzył zaspane oczy, nie miał już wątpliwości. W pokoju było dziwnie jaśniej. Wyjrzał przez okno, gdzie wszędobylska biel zwiastowała śnieżny poranek.

Jechał ostrożnie, bo opad miał zaledwie dwie – trzy godziny i służby porządkowe nie uporały się jeszcze z tymi warunkami.

Kompan czekał jak zwykle pod „Biedronką”. Przerzucili ekwipunek do jednego auta i ruszyli przed siebie. Plan jak zwykle był już przygotowany, ale w trakcie rozmowy zaświtała im nowa myśl. Skoro śnieżna pokrywa dopiero co przykryła leśne runo, to każdy zwierzęcy trop będzie bardzo świeżym, ewidentnie świadczącym o tym, co wydarzyło się tu niedługo przed nimi.

Zmodyfikowali obrany kierunek i po dwóch kwadransach byli na miejscu. Parking świecił pustką. Kto niby w taką pogodę o poranku miałby tu być. Za kilka godzin może narciarze, ale teraz?

Ruszyli przed siebie. Szlak, prowadzący z początku szeroką drogą, po około kilometrze przeszedł w wąską ścieżkę. Przebiegał przez sosnowy bór, urozmaicony pagórkowatymi wzniesieniami. Dodatnia temperatura sprawiała, że z każdym kwadransem biały puch znikał, jednak co i rusz spotykali odciśnięte tropy łosi, saren, dzików i jeleni. W końcu szlak ponownie wrócił na leśną sektorówkę, którą podążali ku zachodowi.

Po jakimś czasie, z lewej strony lasu, na drogę weszły psie odciski. Przyjrzeli się im z uwagą. Duże poduszki z charakterystycznymi pazurami i wyraźnym iksem na przecięciu linii. Do tego trop szedł łapa w łapę jak po sznurku. Ruszyli za nim. Był to bez wątpienia wilczy ślad. Mieli świadomość, iż osobnik całkiem niedawno tędy przechodził, bo przecież śnieg leżał raptem 2-3 godziny. Po około kilometrze, wilk zboczył z drogi, kierując się ścieżką w sosnowy bór. Oczyma wyobraźni widzieli jego sylwetkę, wyłaniającą się zza kolejnego pagórka. Po tropie widać było, jak wilk przystawał, znaczył moczem teren, a także sznurował po zwierzęcych odciskach.

W którymś momencie, zaczął łukiem okrążać duże wzniesienie, kryjąc się wśród niskich krzewów jałowców. Okrążył pagórek od południa i po łagodnym stoku zaczął wspinać się na jego wierzchołek. Ślady tego, co się na nim rozegrało były bardzo wyraźne. Na górze bowiem było sporo tropów jeleni i kilkanaście świeżo wyleżanych (wytopionych) miejsc, gdzie zwierzęta te odpoczywały. Miały widać stąd pogląd na okolicę, jedynie krzewy jałowców na południowym stoku górki ograniczały nieco widoczność.

Wyraźnie można było odczytać, jak wilk wpadł w to towarzystwo. Wokoło było mnóstwo tropów w śniegu, świeżo odsypanego piachu świadczącego o dynamizmie całej sytuacji, a także wiele miejsc zroszonych żółtym moczem. Widać było, w jaki popłoch wpadły jelenie, próbując rozbiegać się po pagórku. Wilk musiał obrać sobie za cel od razu jednego z nich, gdyż jego trop w biegu, przebiegał wierzchołkiem pagórka. Biegł równolegle do tropu jelenia w odległości kilku metrów od jego linii. Były dwa nagłe zwroty, po czym jeleń musiał zacząć zbiegać po stoku. I nagle w pewnym miejscu, na zboczu, po którym się poruszał pojawiła się duża borsucza nora ze świeżym odsypem żółtego piachu. Jeleń zarył kopytami, a wilczy trop niemal pokrył się z tym jelenim. To musiał być moment kulminacyjny. Był tak blisko od końcowego sukcesu, ale najwyraźniej polowanie się nie powiodło. Jeleni trop nadal podążył w dół w kierunku ucieczki pozostałych zwierząt, a wilk po kilkudziesięciu metrach dotarł do leśnej drogi, którą podążył na północ. Tu za zakrętem wszedł na ludzkie ślady, jak się okazało te, które pozostawili tu nieco ponad godzinę temu.

Przystanęli. Mimo chłodu poranka było im nad wyraz gorąco. Puszcza, za sprawą świeżego opadu śniegu, była dziś dla nich czytelna, niczym otwarta przyrodnicza księga. Wiele ewidentnych szczegółów określało dobitnie, co niedawno wydarzyło się na tej górze. Wiedzieli, że przy odrobinie szczęścia mogło się zdarzyć, że z daleka zobaczyliby tę sytuację na własne oczy tudzież, naszliby na wilka posilającego się świeżo upolowanym jeleniem. Mimo iż tak się nie zdarzyło i tak czuli się, jakby obejrzeli to wszystko na żywo.

Wilczy trop po kolejnych kilkuset metrach drogi, ponownie odbijał w prawo w sosnowy bór i był to kierunek, w którym uciekła chmara jeleni.



Kilka dni później, dokładnie w tej okolicy, tuż po wejściu do lasu, przez drogę przeskoczył szary psowaty kształt. Pospiesznie umknął w zarośla, nie dając się nawet dostrzec lornetką. Stanęli jak osłupieni. Jeszcze na dobre nie zdążyli „wejść” w dzisiejszą wyprawę, a już serce łomotało jak oszalałe. Kręcąc się po okolicy, godzinę później natknęli się na szczątki łani. Była to ewidentnie wilcza stołówka. Zastanawiali się czy to właśnie ten wilk sprzed tygodnia, nie odpuszczając podążył dalej za chmarą i finalnie dopiął swego? Było to wielce prawdopodobne. W rejonie tym w kolejnych 3 tygodniach ponownie natknęli się na wilcze tropy. Znów na śniegu dały się zauważyć ewidentne wskazówki i odciski wilczej watahy. Dotarli także do ciekawej relacji naocznego świadka, mówiącej o sporej grupie zaglądającej na nieodległą łąkę, ale to już zupełnie inna historia…

Z puszczańskim pozdrowieniem

Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz