06 stycznia 2022

Akcja Puszczyk .....

 


Z Nowym Rokiem, „starym krokiem” – mógłbym rzec w odniesieniu do tego, w co zaangażowaliśmy  się jakiś czas temu wraz z kolegą Mariuszem i co jest pewnego rodzaju swoistą kontynuacją procesu, zwanego przez nas samych „My dla naszej Puszczy”.

Środa wieczór. Na wyświetlaczu telefonu SMS od MARIO. Krótka i jak zawsze treściwa wiadomość: „ Potrzebny transport – Puszczyk do azylu. Pilne – do piątku”. Szybka wymiana zdań i decyzja może być tylko jedna - „wchodzę w to”. Jutro Trzech Króli więc wolne. No problemos - ogarnę temat – odpisuję.

Mariusz przesyła mi kilka precyzujących sytuację informacji, z których dowiaduję się, że w otulinie naszego lasu, pewna dobra dusza przygarnęła do domu sowę. Ta, siedząc na środku drogi nie wykazywała ochoty by odfrunąć, więc było niebezpieczeństwo, że przy zbiegu niefortunnych okoliczności, może pożegnać się z życiem. Ptak jest osowiały, nie przyjmuje pokarmu, choć owa Pani uraczyła go nawet kurczaczkiem. Nie ma co – trzeba działać.

Następnego dnia rano następuje sympatyczny kontakt z Panią Wiktorią, po którym wraz z żoną i synkiem wsiadamy do auta. Połączymy przyjemne z pożytecznym tj; rodzinny spacer z puszczykowym S.O.S.

Parking w Granicy - aura niezbyt miła – wieje wiatr i zacina coraz mocniejszy śnieg z deszczem. Duch lasu jednak wyczuwa nasze dobre intencje, bo podczas przechadzki, wśród drzew rozpoznaję znajome postacie. To mama Łosza wraz ze swoim potomstwem. Janek jest szczęśliwy, że po raz kolejny może zobaczyć z dość bliska te sympatyczne zwierzęta, które nic sobie nie robiąc, zgryzają olchową korę.

My ruszamy dalej, by zrealizować główny cel naszej wizyty w tych okolicach. Wraz z obszernym wiklinowym koszem, meldujemy się u Pani Wiktorii. Krótka wymiana zdań, podczas której dopytuję się o okoliczności zdarzenia. Te informacje, przekazane później pracownikom ptasiego azylu, mogą być dla nich wielce pomocne w prawidłowej diagnozie. 



Ptak zaskakuje mnie swoją wielkością. Nieraz obserwowałem puszczyki w kominie pewnej puszczańskiej leśniczówki i wówczas nawet z daleka, wydawały mi się znacznie większe. Ten jest zdecydowanie mniejszy, ale nie będąc znawcą tematu sów, nie mam pewności, że to na przykład nie jest nieco inny gatunek. Osobiste moje odczucie jest takie, że ptak jest to młody osobnik, ale z tego co się orientuję, to młodym „nielotem” już dawno być nie może, więc to tym bardziej budzi moje zaciekawienie. Nie wydaje się mieć złamań, ale nie mnie to oceniać.



Zakładam skórzane rękawice i przekładam ostrożnie puszczyka do kosza, w którym będzie przetransportowany. Pani Wiktoria w prezencie za dobre serce częstuje nas jeszcze czekoladkami, za co szczególnie wdzięczny jest Janek. Mówię, że to niepotrzebne, że my także robimy to z dobroci serca, ale to jeszcze bardziej spotyka się z uznaniem Pani Wiktorii.

Droga do warszawskiego Z.O.O mija nam bez problemu. Pokonujemy ją w nieco ślimaczym tempie, a to za sprawą coraz gorszych warunków drogowych. 




Na miejscu – w ptasim azylu – przekazujemy puszczyka w ręce fachowców i tak kończy się nasza przygoda z tym sympatycznym zwierzakiem. Nie często dane jest nam z tak bliska obcować z gatunkiem chronionym, co dodatkowo mnie cieszy. W nadziei, że puszczyk w pełni wydobrzeje i powróci na łono natury, wracamy uśmiechnięci do domu.




Na koniec wysyłam kilka zdjęć z „akcji” na prośbę Pani Wiktorii oraz kwitek potwierdzający przyjęcie ptaka do azylu. Mi osobiście po raz kolejny pozostaje ogromna satysfakcja, którą tym razem widzę także w oczach syna i żony. Mariuszowi melduję wykonanie zadania, po czym umawiamy się na kolejną leśną wyprawę.

Z puszczańskim pozdrowieniem

Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz