26 września 2018

Na rozstaju dróg, czyli ocalić od zapomnienia .....

„Na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus stał, zapytałeś dokąd iść, frasobliwą minę miał...”


Minął już prawie rok, kiedy postanowiłem odrestaurować starą, zapomnianą kapliczkę. Wisiała na wiekowym drzewie, tuż przy zarośniętej starej drodze, prowadzącej do nieistniejącej już dziś kampinoskiej wsi. Kapliczka, a w zasadzie jej pozostałości tkwiła tu zapewne od dziesięcioleci. Pojawiła się pewnie za sprawą jakiejś nieznanej mi intencji. Była świadkiem płynącego tu czasu. Mijali ją gospodarze udający się przez las i łąki na pola, na targ czy do kościoła, do nieodległej większej osady. Przechodziły tu codziennie dzieci, zmierzające do szkoły. Może czasem ktoś tu przystanął, skinął głową, zdjął czapkę czy zmówił modlitwę...?
Tak pewnie było lata temu, ale ja natknąłem się na nią już w innej rzeczywistości. Wieś została wykupiona przez KPN, a droga, przy której stoi owe drzewo jest obecnie ledwie widoczna. W zasadzie pozostała z niej jedynie zwierzęca ścieżka i to też zauważalna bardziej późną jesienią czy zimą niż w środku lata przy wybujałej roślinności. Żaden normalny turysta tu się nie zapuszcza, bo i po co. Miejsce to jest usytuowane z dala od głównych szlaków i tylko bardziej przypadkiem niż celowo ktoś jest w stanie tu dotrzeć.
Nie chciałem zostawić tak po prostu tej części małej kampinoskiej historii. W niedługim czasie, stara zbutwiała deska, na której widniała figurka Matki Boskiej i dwie postaci ukrzyżowanego Chrystusa, zapewne by się rozpadła. Trafiła więc w moje ( i nie tylko) ręce i za sprawą domowych zabiegów konserwatorskich nabrała nowego oblicza.




Od początku moja intencją było to, aby możliwe do odzyskania elementy starej kapliczki były integralną częścią jej nowej odsłony. Udało się odratować część starej deski, a także gruntownie oczyścić wszystkie trzy figurki. Całość została obudowana nowymi deseczkami pomalowanymi mahoniową farbą, stanowiącymi bezpośrednią osłonę wnętrza przed deszczem czy śniegiem. Z przodu została dodana tabliczka informująca o tym, kiedy kapliczka została odrestaurowana.
I tak o to, po niespełna dziesięciu miesiącach, w piękny, słoneczny wrześniowy dzień, razem z ojcem i wujkiem szliśmy polnymi drogami w stronę lasu. Gdzieś przebiegł koziołek, wysoko w górze zamajaczył myszołów. Myślę, że od miejsca gdzie zostawiliśmy auto przebrnęliśmy coś ponad 3 kilometry. Było naprawdę gorąco. Widziałem, że tata chyba nie spodziewał się, że jest to tak daleko, ale droga minęła nam na wspominaniu „jak to dawniej na wsi było”. W końcu dotarliśmy. Pozostało przedrzeć się do drzewa przez wysokie trawy i gąszcz krzaków. Udało się, więc niespiesznie zabraliśmy się do mocowania kapliczki, która w końcu po kilkunastu minutach, zawisła na swoim dawnym miejscu.




Cieszę się z tego faktu. Mam nadzieję, że przetrwa kolejne lata, pisząc dalej swoją małą historię.
Kapliczka ta, już wiosną pchnęła mnie do pewnych przemyśleń i do jeszcze jednego przedsięwzięcia. Zastanawiałem się, w jakich okolicznościach ludzie decydowali się na ich tworzenie? Jakie cele czy intencje nimi kierowały? Czy była to domena czasów lekko już zamierzchłych, bo nie słyszy się, aby w obecnym czasie ktoś takie kapliczki wykonywał? Raczej – jeśli już – widywałem dbałość ze strony ludzi o kapliczki stare, ale nie spotkałem nigdzie nowej, świeżo wykonanej.
Pojąłem, że jest to bardzo indywidualna sprawa, jeśli chodzi o wewnętrzną potrzebę stworzenia czegoś takiego. Doszedłem do wniosku, że i we mnie zrodziło się uczucie, które pchało mnie w tym kierunku. Oczywiście nie chodziło o chęć samą w sobie, ale o to by dzieło to miało jakieś głębsze podłoże, jakiś motyw czy intencję. Myśli takie zakiełkowały we mnie wiosną, a dojrzały latem. Właśnie podczas wakacji, kiedy brnąłem przez kolejną kartkę grubej na ponad 600 stron książki o bitwie nad Bzurą ( tą częścią kampanii wrześniowej szczególnie mocno się interesuję), przyszła mi do głowy pewna myśl. Postanowiłem, że intencją mojej kapliczki będzie hołd żołnierzom Armi Poznań i Pomorze, którzy po krwawych bojach w bitwie nad Bzurą, przedzierali się po bezdrożach puszczy kampinoskiej do stolicy. Wciąż otaczani przez Niemców, podejmowali nierówną walkę. Zamieniali mundury na cywilne ubrania, ukrywali broń, chowali sztandary. Chcieli po prostu przeżyć. Wielu z nich zginęło na tych, jakże bliskich mi terenach. Sam byłem świadkiem opowieści babci, jak to wrześniową nocą do majątku, w którym pracowała przyszli żołnierze prosząc o pomoc. Nie raz i wujek opowiadał mi, jak znalazł starą zardzewiałą broń ukrytą w lesie. Tak. Ta okolica była przesiąknięta historią zarówno września 1939r jak i lata 1944r. Bo właśnie w 1944r ponownie kampinoska knieja była areną walk z okupantem. Wówczas to partyzanci grupy Kampinos (żołnierze Armii Krajowej) zaczęli nękać Niemców. Wraz z 1 sierpnia i wybuchem Powstania Warszawskiego, puszcza kampinoska stała się zapleczem dla walczącej Warszawy. Tu przyjmowane były zrzuty broni, tu ukrywali się uciekinierzy ze stolicy i w końcu stąd na apel Tadeusza „Bora” Komorowskiego dwukrotnie odpowiedziały i wymaszerowały dwa, dobrze uzbrojone oddziały partyzantów, by wesprzeć powstańców w walce o Warszawę. Wielu z nich zginęło w bojach o Dworzec Gdański czy Starówkę. Okres sierpnia i września to też czas Niepodległej Rzeczypospolitej Kampinoskiej, to jest rejonu środka puszczy, w którym stacjonowała kampinoska partyzantka. To w jej szeregi wstąpił mój wujek, by walczyć o wolność ojczyzny. Pamięć i o tych czasach też chciałem wyrazić tym przedsięwzięciem.
I właśnie ta historyczna intencja, której tło w tych kilku zdaniach opisałem powyżej, była motywem powstania mojej kapliczki. Znów przy nieocenionym udziale mojego taty i żony, powstało ciemno-brązowe dzieło, którego tym razem centralnym elementem została figurka św. Jana, jaką na specjalne zamówienie wykonał mi pewien mazowiecki, lokalny rzeźbiarz.



W rogu pojawił się też mały rzeźbiony portret Jezusa, a całości dopełniła złota, grawerowana tabliczka informująca. Na niej napis:

„Gdy bój nad Bzurą wrzał, a wróg tysiącem dział, otaczał nas i bił,
Nie straszna czołgów stal, lecz straszny w sercu żal, że nam zabrakło ... sił”

W hołdzie Żołnierzom Września 1939r, którzy po bohaterskich walkach stoczonych z najeźdźcą w bitwie nad Bzurą przedzierali się przez Puszczę Kampinoską do bram upragnionej Warszawy, a także pamięci Partyzantów Grupy AK „Kampinos”, którzy w 1944r na tych terenach dzielnie walczyli o wyzwolenie Ojczyzny
..... wdzięczni Rodacy.

Ponownie wrześniowym popołudniem zawitaliśmy na skraju lasu. Dzień wcześniej, po wieczornej mszy poprosiłem księdza o poświęcenie dzieła. Odmówił krótką modlitwę, pokropił kropidłem. Był lekko zaskoczony, co utwierdziło mnie, iż w obecnych czasach jest to raczej rzadkość. Na miejsce powieszenia kapliczki wybrałem dość sędziwy już dąb, który niegdyś stał na miedzy pomiędzy chłopskimi polami. Zapewne był świadkiem tamtych wydarzeń. Dziś, miejsce gdzie wyrósł wchłonął już las, do którego prowadzi polna droga. Z niej właśnie, tuż po lewej widać to miejsce.





Kapliczka zawisła. Wierzę, że przez długie lata swoją obecnością będzie przypominała tym, którzy przystaną i przeczytają napis, jak nierozerwalnie Puszcza Kampinoska - kojarzona obecnie głównie jako dobro przyrodnicze – jest związana z wojenną historią tych okolic, będąc jednocześnie jej ściśle powiązaną częścią.



Może to dziwne, ale mam jakąś wewnętrzną satysfakcję z wykonanej pracy, a także z tego, że na jej tle mogło powstać takie rodzinne, pokoleniowe zdjęcie.

Z pozdrowieniem

Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz