„Na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus
stał, zapytałeś dokąd iść, frasobliwą minę miał...”
Minął
już prawie rok, kiedy postanowiłem odrestaurować starą, zapomnianą kapliczkę. Wisiała
na wiekowym drzewie, tuż przy zarośniętej starej drodze, prowadzącej do
nieistniejącej już dziś kampinoskiej wsi. Kapliczka, a w zasadzie jej
pozostałości tkwiła tu zapewne od dziesięcioleci. Pojawiła się pewnie za sprawą
jakiejś nieznanej mi intencji. Była świadkiem płynącego tu czasu. Mijali ją gospodarze
udający się przez las i łąki na pola, na targ czy do kościoła, do nieodległej
większej osady. Przechodziły tu codziennie dzieci, zmierzające do szkoły. Może
czasem ktoś tu przystanął, skinął głową, zdjął czapkę czy zmówił modlitwę...?
Tak
pewnie było lata temu, ale ja natknąłem się na nią już w innej rzeczywistości. Wieś
została wykupiona przez KPN, a droga, przy której stoi owe drzewo jest obecnie
ledwie widoczna. W zasadzie pozostała z niej jedynie zwierzęca ścieżka i to też
zauważalna bardziej późną jesienią czy zimą niż w środku lata przy wybujałej
roślinności. Żaden normalny turysta tu się nie zapuszcza, bo i po co. Miejsce
to jest usytuowane z dala od głównych szlaków i tylko bardziej przypadkiem niż
celowo ktoś jest w stanie tu dotrzeć.
Nie
chciałem zostawić tak po prostu tej części małej kampinoskiej historii. W
niedługim czasie, stara zbutwiała deska, na której widniała figurka Matki
Boskiej i dwie postaci ukrzyżowanego Chrystusa, zapewne by się rozpadła.
Trafiła więc w moje ( i nie tylko) ręce i za sprawą domowych zabiegów konserwatorskich
nabrała nowego oblicza.
Od
początku moja intencją było to, aby możliwe do odzyskania elementy starej
kapliczki były integralną częścią jej nowej odsłony. Udało się odratować część starej
deski, a także gruntownie oczyścić wszystkie trzy figurki. Całość została
obudowana nowymi deseczkami pomalowanymi mahoniową farbą, stanowiącymi
bezpośrednią osłonę wnętrza przed deszczem czy śniegiem. Z przodu została
dodana tabliczka informująca o tym, kiedy kapliczka została odrestaurowana.
I
tak o to, po niespełna dziesięciu miesiącach, w piękny, słoneczny wrześniowy
dzień, razem z ojcem i wujkiem szliśmy polnymi drogami w stronę lasu. Gdzieś
przebiegł koziołek, wysoko w górze zamajaczył myszołów. Myślę, że od miejsca
gdzie zostawiliśmy auto przebrnęliśmy coś ponad 3 kilometry. Było naprawdę
gorąco. Widziałem, że tata chyba nie spodziewał się, że jest to tak daleko, ale
droga minęła nam na wspominaniu „jak to dawniej na wsi było”. W końcu
dotarliśmy. Pozostało przedrzeć się do drzewa przez wysokie trawy i gąszcz
krzaków. Udało się, więc niespiesznie zabraliśmy się do mocowania kapliczki,
która w końcu po kilkunastu minutach, zawisła na swoim dawnym miejscu.
Cieszę
się z tego faktu. Mam nadzieję, że przetrwa kolejne lata, pisząc dalej swoją
małą historię.
Kapliczka
ta, już wiosną pchnęła mnie do pewnych przemyśleń i do jeszcze jednego
przedsięwzięcia. Zastanawiałem się, w jakich okolicznościach ludzie decydowali
się na ich tworzenie? Jakie cele czy intencje nimi kierowały? Czy była to
domena czasów lekko już zamierzchłych, bo nie słyszy się, aby w obecnym czasie
ktoś takie kapliczki wykonywał? Raczej – jeśli już – widywałem dbałość ze
strony ludzi o kapliczki stare, ale nie spotkałem nigdzie nowej, świeżo wykonanej.
Pojąłem,
że jest to bardzo indywidualna sprawa, jeśli chodzi o wewnętrzną potrzebę
stworzenia czegoś takiego. Doszedłem do wniosku, że i we mnie zrodziło się
uczucie, które pchało mnie w tym kierunku. Oczywiście nie chodziło o chęć samą
w sobie, ale o to by dzieło to miało jakieś głębsze podłoże, jakiś motyw czy
intencję. Myśli takie zakiełkowały we mnie wiosną, a dojrzały latem. Właśnie podczas
wakacji, kiedy brnąłem przez kolejną kartkę grubej na ponad 600 stron książki o
bitwie nad Bzurą ( tą częścią kampanii wrześniowej szczególnie mocno się
interesuję), przyszła mi do głowy pewna myśl. Postanowiłem, że intencją mojej
kapliczki będzie hołd żołnierzom Armi Poznań i Pomorze, którzy po krwawych
bojach w bitwie nad Bzurą, przedzierali się po bezdrożach puszczy kampinoskiej
do stolicy. Wciąż otaczani przez Niemców, podejmowali nierówną walkę. Zamieniali
mundury na cywilne ubrania, ukrywali broń, chowali sztandary. Chcieli po prostu
przeżyć. Wielu z nich zginęło na tych, jakże bliskich mi terenach. Sam byłem
świadkiem opowieści babci, jak to wrześniową nocą do majątku, w którym
pracowała przyszli żołnierze prosząc o pomoc. Nie raz i wujek opowiadał mi, jak
znalazł starą zardzewiałą broń ukrytą w lesie. Tak. Ta okolica była
przesiąknięta historią zarówno września 1939r jak i lata 1944r. Bo właśnie w
1944r ponownie kampinoska knieja była areną walk z okupantem. Wówczas to
partyzanci grupy Kampinos (żołnierze Armii Krajowej) zaczęli nękać Niemców.
Wraz z 1 sierpnia i wybuchem Powstania Warszawskiego, puszcza kampinoska stała
się zapleczem dla walczącej Warszawy. Tu przyjmowane były zrzuty broni, tu
ukrywali się uciekinierzy ze stolicy i w końcu stąd na apel Tadeusza „Bora”
Komorowskiego dwukrotnie odpowiedziały i wymaszerowały dwa, dobrze uzbrojone oddziały
partyzantów, by wesprzeć powstańców w walce o Warszawę. Wielu z nich zginęło w
bojach o Dworzec Gdański czy Starówkę. Okres sierpnia i września to też czas
Niepodległej Rzeczypospolitej Kampinoskiej, to jest rejonu środka puszczy, w
którym stacjonowała kampinoska partyzantka. To w jej szeregi wstąpił mój wujek,
by walczyć o wolność ojczyzny. Pamięć i o tych czasach też chciałem wyrazić tym
przedsięwzięciem.
I właśnie ta historyczna intencja, której tło w tych kilku zdaniach opisałem powyżej, była
motywem powstania mojej kapliczki. Znów przy nieocenionym udziale mojego taty i
żony, powstało ciemno-brązowe dzieło, którego tym razem centralnym elementem
została figurka św. Jana, jaką na specjalne zamówienie wykonał mi pewien
mazowiecki, lokalny rzeźbiarz.
W
rogu pojawił się też mały rzeźbiony portret Jezusa, a całości dopełniła złota,
grawerowana tabliczka informująca. Na niej napis:
„Gdy bój nad Bzurą wrzał, a wróg
tysiącem dział, otaczał nas i bił,
Nie straszna czołgów stal, lecz
straszny w sercu żal, że nam zabrakło ... sił”
W hołdzie Żołnierzom Września 1939r, którzy
po bohaterskich walkach stoczonych z najeźdźcą w bitwie nad Bzurą przedzierali
się przez Puszczę Kampinoską do bram upragnionej Warszawy, a także pamięci Partyzantów Grupy AK
„Kampinos”, którzy w 1944r na tych terenach dzielnie walczyli o wyzwolenie
Ojczyzny
..... wdzięczni Rodacy.
Ponownie
wrześniowym popołudniem zawitaliśmy na skraju lasu. Dzień wcześniej, po
wieczornej mszy poprosiłem księdza o poświęcenie dzieła. Odmówił krótką
modlitwę, pokropił kropidłem. Był lekko zaskoczony, co utwierdziło mnie, iż w
obecnych czasach jest to raczej rzadkość. Na miejsce powieszenia kapliczki
wybrałem dość sędziwy już dąb, który niegdyś stał na miedzy pomiędzy chłopskimi
polami. Zapewne był świadkiem tamtych wydarzeń. Dziś, miejsce gdzie wyrósł
wchłonął już las, do którego prowadzi polna droga. Z niej właśnie, tuż po lewej
widać to miejsce.
Kapliczka
zawisła. Wierzę, że przez długie lata swoją obecnością będzie przypominała tym,
którzy przystaną i przeczytają napis, jak nierozerwalnie Puszcza Kampinoska -
kojarzona obecnie głównie jako dobro przyrodnicze – jest związana z wojenną historią
tych okolic, będąc jednocześnie jej ściśle powiązaną częścią.
Może to dziwne, ale mam jakąś wewnętrzną
satysfakcję z wykonanej pracy, a także z tego, że na jej tle mogło powstać
takie rodzinne, pokoleniowe zdjęcie.
Z
pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz