22 sierpnia 2016

Jest taki trakt, czyli Carskiej drogi czar .....

Kilka lat temu, jadąc do Dobarza, pierwszy raz zetknąłem się z tą drogą. Co za koszmarna nawierzchnia – pomyślałem. Rozważania te nie miały jednak dla mnie większego znaczenia, gdyż właśnie rozpoczynałem swój pierwszy i bardzo wyczekany pobyt w krainie Biebrzy. 


Już wtedy pierwszego dnia mocnym popołudniem z zaciekawieniem przyglądałem się nielicznym samochodom, wolniutko sunącym po dziurawej drodze. Kierowcy i pasażerowie zamiast wyszukiwać kolejnej dziury, rozglądali się uważnie na boki wpatrując się w przydrożne gęstwiny. Auta jechały kilkanaście kilometrów w jedną stronę, po czym zawracały i ponownie jechały w odwrotnym kierunku. Czego oni szukają? – zastanawiałem się wieczorem, gdzie popijając chłodną „łomżę” z pianką, w tutejszym pensjonacie wystylizowanym na stary szlachecki dworek, rozkoszowałem się pięknem okolicy.



Kilka dni później wszystko się wyjaśniło. Kiedy zbliżałem się do wieży widokowej stojącej tuż przy drodze, dziwny brązowy kształt, nieruchomo stojący pośród soczystej majowej zieleni, przykuł moją uwagę.



Zatrzymałem auto i cofnąłem kilka metrów. Przesympatyczna mordka przyglądała mi się uważnie, po czym bez większego niepokoju zaczęła obgryzać młode wierzbowe listki.



Za kilkanaście minut w tym miejscu stały już 3 auta innych osób, które podobnie jak ja byli pasjonatami Biebrzańskiej przyrody.

Od tamtej pory wiedziałem już, że każdy stojący na tej drodze samochód z dużym prawdopodobieństwem oznacza spotkanie z łosiem. Poranne czy wieczorne przejazdy w te i z powrotem weszły na stałe w harmonogram moich pobytów nad Biebrzą. Spotkań z łosiami miałem bez liku, o różnych porach roku i dnia.










Na drodze tej i w jej najbliższej okolicy, oprócz spotkań z łosiami miałem przyjemność widywania także innych zwierząt.









Każde z tych spotkań wspominam z radością, choć nie wszystkie i nie zawsze udało mi się udokumentować ciekawym zdjęciem, jak choćby wieczorne, niesamowite spotkanie z borsukiem czy poranne z jenotem. Czasem był to tylko ułamek sekundy, a czasem dłuższy postój (np. na jednym z kilku mostków) w wyczekiwaniu, aż coś wyjdzie z chabazi i da się popodglądać. Nie raz, jesiennym świtem zatrzymywałem się, by już po chwili usłyszeć odgłosy ryczących jeleni czy postękiwania godowe łosi (bukowisko). W rozmowach z innymi miłośnikami przyrody nie raz słyszałem o spotkaniu z wilkiem, co dodawało temu miejscu jeszcze większej tajemniczości i ciekawości. Miejsce to ( tuż przy drodze i uroczysku Bagno Ławki) stało się też areną corocznego festynu pt. „Biebrzanskie Sianokosy”, jako imprezy promującej wykaszanie zarastających biebrzańskich bagien.





Tak było, ale ….
Dwa lata temu, w mediach lokalnych podlasia (ale i ogólnopolskich) można było usłyszeć o „konflikcie” na linii ekolodzy/miłośnicy przyrody, a lokalna społeczność powiatu Mońki. W dwóch słowach spór ten dotyczył właśnie remontu owej drogi powiatowej – zwanej Carską Drogą.



Gdzie to właściwie jest?

Sprawa dotyczy Podlasia, rejonów za Łomżą, powiat Moniecki. Carska, nazwę swą zawdzięcza historii, kiedy to na rozkaz cara Mikołaja została zbudowana wzdłuż lewego brzegu Biebrzy jako militarnie ważny obiekt prowadzący do Twierdzy Osowiec. Budowa – jak na tamte czasy była sporym przedsięwzięciem technicznym, gdyż jej lokalizacja przebiegała przez tereny mocno podmokłe. W podłoże wbito tysiące pali pomiędzy którymi układana była faszyna, na którą następnie nasypywano gruz oraz podłoże zewnętrzne -  kamienne.  Obecnie jest to ponad 30 kilometrowy odcinek asfaltowej drogi łączącej Strękową Górę z miejscowością Osowiec. Droga przebiega niemal w całości przez dolny-południowy basen doliny Biebrzy – przez tereny bagienne o unikatowych w skali Europy walorach. Walory te jako szczególne, już dawno zostały uznane na arenie międzynarodowej, dlatego tereny te zostały włączone w poczet obszarów szczególnie chronionych -  Natura 2000 („Ostoja Biebrzańska” czy „Dolina Biebrzy”). Jest to także obszar Biebrzańskiego Parku Narodowego – głównej ostoi najwięszkego naszego ssaka kopytnego - łosia. Niemal cały przedmiotowy fragment Carskiej Drogi to teren w pełni nie zamieszkały (nie zamieszkały zarówno przy samej bliskości drogi, jak i kilka km po obu jej stronach). Poza 3-4 kilometrowym, południowym odcinkiem od strony Narwi, cały południowy, środkowy i północny jej fragment to siedliska leśne, od podmokłych olsów do suchych lasów iglastych. Na w/w odcinku znajduje się tylko 5 niewielkich i mocno wyludnionych już miejscowości: Olszowa Droga, Budy, Dobarz, Gugny, Stójka. Na stałe zamieszkuje te miejscowości około 50 osób, które korzystają z drogi jako szlaku komunikacyjnego. Do Gugien (kilka małych gospodarstw – w tym agroturystycznych - i stacja badawcza PAN-u) i Stójki (3 małe gospodarstwa) można dojechać od strony wschodniej także asfaltową drogą, w taki sposób, który niemal nie każe nam poruszać się Carskim Traktem. Jedynie miejscowości Dobarz, Olszowa Droga i Budy są skazane na carski szlak. W Budach obecnie mieszka tylko jeden mieszkaniec, natomiast miejscowość Dobarz posiada bodaj jedno niewielkie gospodarstwo rolne i duży pensjonat dość prężnie egzystujący właśnie dzięki turystyce biebrzańskiej. Ostatnia osada o nazwie Olszowa Droga to znów tylko 3-4 gospodarstwa ( w tym także agroturystyczne) i to usytuowane najbliżej Osowca – w części drogi, gdzie problem nie był aż tak poważny.
Taka jest skala zaludnienia bliskiego sąsiedztwa Carskiej Drogi.



Do czego zmierzam i o co chodziło?

Na pierwszy rzut oka niby nic szczególnego, ale... Carska Droga jest ciągiem komunikacyjnym unikatowym pod jednym pewnym względem. Mianowicie migracja zwierząt (głównie wiosenna i jesienna migracja łosi), jaka występuje na tych terenach (w poprzek drogi), jest bodaj największa w skali naszego kraju. Prowadzone w 2012 roku badania na „zaobrączkowanych” łosiach (rodzaj specjalnej obroży z nadajnikiem) wykazały, że w ciągu tylko jednego roku zwierzęta te przekraczają wspomnianą drogę kilkadziesiąt tysięcy razy !!!



Jest to wynikiem jej położenia, a to dlatego, że patrząc w stronę północną lewa strona drogi to tereny doliny biebrzańskiej – duże otwarte przestrzenie, mocno podmokłe, będące od wiosny do jesieni żerowiskiem dla tych zwierząt, natomiast prawa strona drogi to znów tereny lesiste – w głównej mierze lasy iglaste, czyli obszar, gdzie łosie przebywają zimą, nie mogąc znaleźć wystarczającej ilości pożywienia na terenach łąkowych. Jeśli ktoś zapytałby mnie gdzie „z marszu” w Polsce może spotkać łosia poleciłbym mu właśnie, aby przejechał się Carską Drogą. To niemal 100% pewność, że to piękne zwierze będzie mógł tam zobaczyć. Dla wprawnych oczu wypatrzenie kilku osobników podczas jedengo tylko przejazdu nie jest wcale czymś wyjątkowym.





Jak zauważyliście powyżej, napisałem – 30 kilometrowy odcinek drogi asfaltowej... Muszę przyznać racje i jasno powiedzieć, że jeszcze do niedawna, nawierzchnia ta nie miała wiele wspólnego z powszechnie rozumianą nazwą droga. Ser szwajcarski z dziurami był przy Carskiej Drodze gładki niczym lustro. Dziury i powyrywane płaty kamiennego asfaltu sięgały głębokości pół metra. Nie były to jedynie sporadyczne przypadki. W kulminacyjnej – środkowej części drogi, na każdym 100 metrowym odcinku, dziur takich było kilkanaście/kilkadziesiąt. Do tego dochodziły ubytki na skraju pasa jezdni oraz mniejsze i większe przełomy powodowane przez korzenie czy wysadzane do góry zimą przez lód. Raz na jakiś czas podejmowane były próby wypełnienia dziur masą asfaltową, lecz juz kilka tygodni po ustaniu zimy, topniejący śnieg odsłaniał nowe pułapki.
Prędkości uzyskiwane na tej drodze, z racji takiego, a nie innego stanu rzeczy były niewielkie, a nie brakowało odcinków, na których jazda pow 10 km/h groziła poważnym uszkodzeniem zawieszenia. Do tego dodatkowo należało nieźle nakręcić się kierownicą, omijając to i owo, zmienijąc co i raz stronę jezdni z prawej na lewą.

Wszystko to zapewne powodowało, że ruch na Carskiej był znikomy. Choć skrót ten byłby łakomym kąskiem dla ruchu tranzytowego jak i zwykłego osobowego w kierunku północnym (jest to bowiem spore ułatwienie dla osób jadących w kierunku Augustowa), auto spotykało się tu raz na godzinę czy pół. Kierowcy niechętnie z tej drogi korzystali ( to zrozumiałe), co niewątpliwie miało pozytywny wpływ na okoliczną przyrodę. Ten fakt jednak nie do końca pokrywał się z głosem lokalnej społeczności (okoliczne zagęszczenie starałem się przedstawić nieco wyżej …..), która domagała się od władz powiatu właściwego remontu, tak, aby w cywilizowany sposób mogła z tej drogi korzystać.

I tu powstał konflikt w postrzeganiu wszystkich tych aspektów.

Starostwo powiatu monieckiego dotychczas ograniczało swoje poczynania do doraźnych, niewielkich działań naprawczych. Efekty tego były słabe, ale z takiego stanu rzeczy korzystała napewno przyroda. Głównymi użytkownikami drogi byli świadomi stanu rzeczy turyści, którzy niemal godzili się i akceptowali takie warunki. Do zdarzeń kolizyjnych z łosiami, jeleniami, sarnami czy zwierzyną drobniejszą w zasadzie nie dochodziło, ale i jak miało dochodzić, skoro jeździło się tam bardzo wolno i bardzo uważnie. Na porządku dziennym był tu postój samochodów i podziwianie zwierzyny. Tu nikt nie pędził, nie wyprzedzał, nie trąbił.



Istotnym faktem jest też to, że pieniądze na naprawę drogi wykładał powiat, który przy ciągłym podnoszeniu sprawy na radach gminnych, postanowił w końcu upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i raz na dłuższy czas sprawę załatwić. Wystąpił bowiem z wnioskiem o dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej kompleksowego remontu drogi, tj wymiany nawierzchni na gładziutki jak stół asfalt, podniesienia nośności, wygładzenia wzniesień, dodania pobocza itd., itp ... słowem nie remontu, a w moim odczuciu kompletnej zmiany kwalifikacji drogi na nieco wyższą. Tym jednym ruchem załatwił sobie lokalne poparcie społeczne poprzez ewidentne rozwiązanie problemu nurtującego mieszkańców tego powiatu jak i - mimo wyłożenia pewnej sumy pieniędzy jako wkład własny do środków unijnych, - oszczędności, które persaldem zyskałby na tym, iż ograniczyłby coroczne wydatki na naprawy płynące z własnego budżetu. Ruch jak najbardziej celny, tylko....

Tylko ja się pytam, gdzie w tym wszystkim zapodziało się dobro nietuzinkowej w skali Europy przyrody, jaka występuje na tych terenach??? Dlaczego wraz ze złożonym wnioskiem nie znalazły się w nim żadne rozwiązania techniczno-prawne gwarantujące brak negatywnych skutków dla środowiska, płynących ze zmiany statusu tej drogi?
Wiem. Zaraz podniosłyby się głosy, że to kolejny bełkot pseudo-ekologów i że pod tym płaszczykiem ukryta jest chęć uzyskania dóbr pieniężnych za ciche przyzwolenie na tego typu działania (no bo taka panuje od jakiegoś czasu opinia o środowiskach ekologicznych).


Moje postrzeganie stanu rzeczy jest nieco inne. Otóż nie byłem przeciwny remontowi tej drogi, co więcej w mojej ocenie w dłuższej perspektywie czasu być może będzie to miało dalszy pozytywny wymiar w rozwoju turystyki w tej części Biebrzańskiego Parku Narodowego (a pragnę tylko nadmienić, że spora część mieszkańców tych okolic z tej turystyki się utrzymuje, nie mając zbyt wielu innych możliwości zarobkowych, które „daje” uboższy gospodarczo region wschodni naszego kraju). Mi jednak chodzi o coś innego.

Dlaczego, władze powiatu poszły po najmniejszej lini oporu i nie przeprowadziły kompleskowej oceny wpływu na środowisko? Przecież takie badania (choć zgodzę się, że nie wymagane prawem dla przedmiotowej inwestycji) dałyby jasne odpowiedzi na to, w jakim zakresie prace tego typu można przeprowadzić, tak aby i „wilk był syty i owca cała”. Dla mnie równie jasnym jest to, że wzmożony ruch aut osobowych i ciężarówek doprowadzi do wielu wypadków (tragicznych w skutkach zapewne nie tylko dla zwięrząt, ale i dla ludzi) czy też zaburzy spokój i ciszę takich szlaków biebrzańskich, jak Gugny czy Grobla Honczarowska, ale w pełni zrozumiałym też jest potrzeba poruszania się przez miejscową ludność, bez konieczności wizyty u mechanika po każdym przejeździe czy też szybkie dotarcie karetki pogotowia lub straży pożarnej.
Przecież wiadomym jest, że postawienie znaku zakazu wjazdu samochodów ciężarowych i ograniczenia prędkości (bo o takich środkach „zaradczych” pomyślał powiat moniecki) to tylko „pic na wodę i fotomontaż”. Dlaczego nie skonsultowano się w tej materii z innymi podobnymi przypadkami w kraju tudzież za granicą, nie przestudiowano ekspertyz, które dałyby podpowiedzi, w którą stronę pójść? Nie jestem w tej materii ekspertem. Przecież można było wyremontować drogę, ale jednocześnie założyć bramki ograniczające wysokość wjeżdzających na tę drogę pojzadów, postawić w najbardziej newralgicznych punktach fotoradary, zainstalować progi spowalniające… Jest masa rozwiązań, które napewno pogodziłyby interesy obu stron, tylko ....... tylko trzeba było CHCIEĆ.

Jak wspomniałem jest to obszar o olbrzymiej migracji łosi - unikatowy w skali naszego kraju. Poprzez niezbyt zgłębione podejście do tematu puszczony został tu ruch, jakiego nigdy tu nie było.



Do zderzeń z tymi zwierzętami będzie dochodzić tu statystycznie kilkanaście razy częściej niż w innych rejonach Polski. Czy naprawdę muszą zginąć tu ludzie, żeby komuś w podobnych przypadkach CHCIAŁO się w końcu ruszyć tyłek, zorganizować konsultacje społeczne, na których wypowiedzą się kompetentni fachowcy!!!!!! Czy ludzie decydujący o istocie tego typu spraw biorą pod uwagę np fakt, że łoś jest jedynym zwierzęciem, w zderzeniu z którym w 99% przypadków nie odpalają się poduszki powietrzne??? Wiotkość długich nóg tego ssaka, powoduje, że są one łamane niczym zapałki, a kilkusetkilogramowe ciało z całym impetem wpada do środka przez szybę, miażdżąc przy tym kierowcę czy pasażera. Przecież tu nie chodzi tylko o zwierzaki.

Irytuje mnie fakt, że to takie typowo polskie ( a obecnie przykład takiego sposobu działania idzie z samej góry tj ulicy Wiejskiej w Warszawie)  – zrobić coś po łebkach, na szybko, bo przecież jakoś to będzie, bo pod płaszczykiem szybkich i nieprzemyślanych decyzji ugra się poparcie ludzi na kolejną kadencję… Na czym pytam ma polegać fachowość ludzi zarządzających takimi projektami, podejmujących decyzje o takich inwestycjach? Czy naprawdę tylko na tym, że jest to urzędnik pracujący w gminie czy powiecie, często jak to w mniejszych społecznościach bywa trafiający tu przez przypadek czy protekcję? Czy tak wygląda cała nasza polska rzeczywistość, w której ekoświadomość jest tylko chwytnym hasłem, dzięki któremu można coś wyrwać lub przy którym dobrze jest się pokazać, bo to modne?

Pisze o tym, bo takie zachowania mają większy zakres – irytuje mnie takie podchodzenie do sprawy i spłaszczanie tego do komentarza – czego ci ekolodzy właściwie chcą, przecież dla kilku łosi nie będziemy wstrzymywać inwestycji, hamować rozwoju regionalnego. Pewnie, że nie, ale zróbmy do JASNEJ CHOLERY rzetelną analizę stanu faktycznego, podyskutujmy nie okopując się wokół własnych, jedynych słusznych argumentów. Wypracujmy kompromis.

Z końcem 2015 roku, remont Carskiej Drogi został zakończony.




Były dwie czy trzy „pokazowe dyskusje” zainteresowanych stron (Powiat i jego mieszkańcy, BPN, miłośnicy Carskiej i turyści), które miały chyba uspokoić sumienie władz Powiatu i pokazać wszem i wobec, że nie jest to jednostronne działanie.
Dziś po Carskiej sunie się niczym po autostradzie. Kilkukilometrowe proste zachęcają do wciśnięcia gazu, a takich pędzących samochodów jest już coraz więcej. Kierowcy Ci nie patrzą na nic, a wręcz irytują się na tych jadących przepisowo 50km/h. Taka bowiem prędkość została tu wyznaczona poprzez znaki drogowe na całym tym odcinku.







Dodatkowo w kilku miejscach zainstalowano progi spowalniające, choć mam wrażenie, że mają one bardziej chronić turystów niż zwierzęta. Zamontowano je przy turystycznych wiatach rowerowych, które to pojawiły się wzdłuż carskiego traktu (w moim mniemaniu pięknie szpecąc okolicę). Swoją drogą progom spowalniającym też nie wróżę zbyt długiego żywota, gdyż w niedługim czasie zostaną skutecznie rozjeżdżone przez wszelkiego rodzaju ciężarówki, które już we wzmożonej ilości (mimo zakazu wjazdu) korzystają z tej drogi. Biebrzański Park Narodowy zamiast skuteczniej zareagować podczas ustaleń inwestycyjnych, postawił kilka tablic, na których średniej wielkości drukiem informuje o możliwości „bliskiego spotkania” ze zwierzyną ( przy prędkości powyżej 40km/h ciężko jest w ogóle rozczytać, o czym tablice te mówią). No zapomniałbym jeszcze o teoretycznie częstszych na tym kawałku wizytach drogówki z komendy powiatowej w Mońkach, o jakich zapewniał wszystkich zainteresowanych sprawą Pan R.Skąpski- ówczesny dyr. Biebrzańskiego Parku Narodowego, ale ….pominę to milczeniem.

Nie piszę tego wszystkiego tylko dlatego, że żal mi ciszy na szlaku Barwik, której mogę już niedługo nie zaznać, że żal mi rykowisk, bukowisk, zlotowisk żurawi czy gęgania przelatujących gęsich stad, których mogę już nie móc usłyszeć zza ściany odgłosu aut mknących w kierunku Osowca. Nie dlatego, że wznoszący i opadający bekas nie przebije się do moich uszu, tak jak rechot tysięcy żab moczarowych z dobarskich, podmokłych łąk. Nie dlatego o tym wspominam, bo żal mi tych wszystkich zwierzaków, których przeznacznie spotka pod kołami aut. Piszę o tym dlatego, że jestem coś tej krainie dłużny i to nie tylko za to, że daje mi spokój, jakiego szukam w kontakcie z przyrodą, a który coraz ciężej jest mi znaleźć, ale dlatego, że kraina ta dała mi jeszcze coś, co pozostanie moją tajemnicą...

Czy zniknie Carskiej Drogi Czar?

On chyba już powoli zanika, choć wciąż żywię nadzieję, że nie zniknie do końca. Coraz rzadziej widzi się tu wstrzymany samoistnie przez podróżujących ruch, bo przez drogę przechodzi łoś. Ci, którzy jak dawniej zatrzymają się by go podziwiać, muszą uważać by samemu nie dostać się pod koła pędzących aut, nic już nie robiących sobie z takich sytuacji. Rzadziej można tu znaleźć chwilę ciszy. Nim jeden samochód zniknie na horyzoncie już pojawia się drugi. Ruch zwiększył się znacznie, co potwierdzają w rozmowach turyści, nadal przyjeżdżający w poszukiwaniu dawnej magii tego zakątka. Efektem motoryzacyjnej presji są już pierwsze przypadki kolizji ze zwierzętami. O setkach rozjechanych zaskrońcy już nie wspomnę, no bo tymi wygrzewającymi się na drodze, niewielu się już jak dawniej przejmuje.

Wszystko przemija, ale wciąż wierzę, że Carska Droga jak mnie przed laty zauroczy jeszcze niejednego wędrowca, który wie po co w te okolice przybył.

Z pozdrowieniem
Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz