Sięgając
pamięcią przypominam sobie pierwsze moje spotkanie z dziko żyjącym łosiem. Było
to wiosną ładnych kilka lat temu, oczywiście w królestwie tego gatunku w
Polsce, czyli nad Biebrzą.
Pierwsze obserwacje czynione były przeze mnie z dość znacznych odległości za pomocą lornetki, jednakże sukcesywne poznawanie tego sympatycznego zwierza skutkowało w dość szybkim czasie bliskimi lub nawet bardzoooo bliskimi spotkaniami.
Pierwsze obserwacje czynione były przeze mnie z dość znacznych odległości za pomocą lornetki, jednakże sukcesywne poznawanie tego sympatycznego zwierza skutkowało w dość szybkim czasie bliskimi lub nawet bardzoooo bliskimi spotkaniami.
Od
razu Łosie zaskarbiły sobie moją sympatię. Zresztą czy może być inaczej?
Wyglądają
na nieco ślamazarne, ciapowate istoty, często zastygające w bezruchu na długi
czas. Są przez to wdzięcznymi obiektami do obserwowania i przy zachowaniu
pewnych określonych prawideł, niejednokrotnie dają podejść się dość blisko. Nie
należy oczywiście przekraczać pewnych granic, by niepotrzebnie ich nie
niepokoić, ale świadomy obserwator przyrody ze spotkań z łosiami potrafi
naprawdę wyciągnąć dużą dawkę satysfakcji.
Łosie
są sporymi zwierzętami, jednymi z największych wśród naszych rodzimych ssaków
kopytnych. Samica, zwana klempą bądź łoszą z reguły jest mniej postawna od samca – byka. To właśnie samiec – szczególnie jesienią podczas łosiowych godów
zwanych bukowiskiem – potrafi z nieporadnego kłapoucha, z jakim w większości
przypadków mamy okazję się spotkać, przerodzić się w bardzo dostojnego
zwierza. Powagi dodaje mu bez wątpienia poroże zwane u łosi łopatami lub
badylami.
Noszone
właśnie tylko przez samce, co roku w okresie późnej jesieni bądź zimy jest
zrzucane, by przed końcem sierpnia znów odrosnąć, budząc podziw płci pięknej i respekt
rywali.
Łosiową
rodzinkę uzupełniają łoszaki, pozostające pod opieką matki około jednego roku.
Są dość ufnymi istotami, dlatego to matka bacznie obserwuje czy wokoło jest
coś, co mogłoby stanowić dla nich niebezpieczeństwo. Znakiem ostrzegawczym w
zbyt bliskim spotkaniu z każdym łosiem, jest położenie przez niego uszu. To
sygnał dla nas, iż naruszyliśmy pewną granicę, za przekroczenie której w
ekstremalnych przypadkach możemy zostać skarceni.
Łosie
od wiosny do późnej jesieni pozostają w środowisku podmokłym tj , bagiennych
olsach czy też bardziej otwartych przestrzeniach nadrzecznych terenów. Tu mają
swoją bazę pokarmową, którą stanowią trawy, zioła, młode pędy różnych roślin, a
także młode gałązki drzew czy krzewów. Dopiero w końcówce października
przemieszczają się do ostoi zimowych, którymi z reguły są bory sosnowe dające
im pożywienie podczas zimy. Ta coroczna migracja gatunku jest istotną wskazówką
dla wszystkich tych, którzy chcą spotkać łosia w dzikim środowisku.
Jeszcze do niedawna nie było to sprawą tak oczywistą.
Należy nadmienić, iż po drugiej wojnie światowej populacja rodzimego łosia
liczyła nie więcej jak kilkanaście osobników i zdołała się utrzymać tylko w najbardziej
niedostępnej części biebrzańskich rozlewisk, w obecnym rezerwacie ścisłym tzw.
Czerwonym Bagnie. Powojenne starania, efektem których było ponowne wsiedlenie
łosi do Puszczy Kampinoskiej oraz wieloletnia ochrona gatunkowa sprawiły, że
obecnie łoś stał się dość licznym zwierzęciem i dla osób nieco bardziej
zorientowanych przyrodniczo nie powinien być już celem nieuchwytnym.
Moje
kilkuletnie rozpoznanie tego gatunku i wciąż wzbogacana obserwacyjnie wiedza
owocuje tym, iż w tej chwili każde wyjście w biebrzański tudzież kampinoski teren
nastawione „na łosia”, kończy się właśnie jego obserwacją. Radość z takich
spotkań jest spora i na długo pozostaje w pamięci.
Pozostając
w nadziei na kolejne piękne kadry z Łosiem w roli głównej, życzę Wszystkim
miłych doznań w spotkaniach z tymi pięknymi zwierzętami.
Darz
Bór
Wozik77
Fajna rozprawka o łosiu. Tez spotykam je na szlaku - głównie w Kampinosie. Super zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDarek