19 kwietnia 2022

Szwendając się po przedwiośniu.....


Przedwiośnie. Zawsze jest wielką nadzieją i przygotowaniem świata przyrody do wybudzenia się ze snu. Już jest za mną, już przeminęło, ale zaowocowało kilkunastoma wyprawami w teren, dzięki którym na nowo moja dusza odżyła, a na twarzy pojawiło się wiele uśmiechu i radości.

Miałem sporo szczęścia. Z reguły weekendowe wyprawy były pogodne i owocowały w różnorakie spotkania.




Maszerując po puszczańskich szlakach mogłem przyglądać się wychodzącej z zimowego odrętwienia przyrodzie. Były wędrówki, ale były też zamierzone zasiadki. Były oczekiwane zwierzęta, jak również wszelkiego rodzaju ciekawostki – nowe mogiły 1939r, do których zawsze było mi nieco nie po drodze, stara mazowiecka zabudowa jeszcze ta z bala ze słomianą strzechą, jakiej w takiej odsłonie raczej nie spodziewałem się już tu zobaczyć. Był upolowany przez wilki łoś czy padła - ku uciesze żerujących na niej bielików, sarna. Była przemiła rozmowa z puszczańskim strażnikiem leśnym oraz wiele, wiele innych ciekawych zdarzeń.






Jednym z nich była bez wątpienia próba złapania w kadr wilczej watahy, na której ewidentne ślady bytowania udało się po rocznej przerwie przypadkiem natknąć. Co prawda swój rewir miały ogromny, jednakże ochoczo i regularnie go penetrowały. Niestety, jak to z nimi bywa robiły to zapewne w innych dniach niż pozwalał mi na to mój czas. Raz udało się niemal otrzeć o takie spotkanie, ale pozostały po nim jedynie odciski kilkunastu wilczych łap na wilgotnym piasku leśnego duktu oraz świeżutkie odchody, których jeszcze godzinę wcześniej w tym miejscu nie było.




W większości wypraw towarzyszył mi kompan. Mariusz (wciągnięty w te „bagno” przeze mnie już dobrych kilka lat temu) wnosi do naszych wypadów dużo ciekawych dyskusji, rozważań czy pomysłów. Obecnie dzielimy się wspólnie swoim sporym doświadczeniem, uzupełniamy się i wzajemnie mobilizujemy. Zawsze to raźniej wędrując szlakiem we dwóch, być ofukanym przez dzika, który wyskoczył z przydrożnych krzaków.






Dość dawno doszliśmy do wniosku, że prawie nie ma w puszczy miejsc nam nieznanych, jednak ku uciesze udało się zajrzeć na nowo w stare, dawno nieodwiedzane rejony.

Mogliśmy swoje spostrzeżenia zderzyć z nieco inną rzeczywistością i sprawdzić zarazem czy są poniekąd trafne. Tak było np. z łosiami. Nasze dotychczasowe, „bankowe” zimowe miejsce w tym roku darzyło słabo, za to nowy rejon okazał się dużo bardziej hojny.






W ogóle ze zwierzyną płową było znacznie lepiej. Tu w zasadzie wyruszaliśmy jak po swoje i za każdym razem osiągaliśmy cel - mogliśmy cieszyć oczy i radować serca. Jasne – w większości były to spotkania na lornetkę, jednak czasem będąc „niewidocznym” udało się złapać w kadr coś znacznie bliżej.









Na szlakach spotykaliśmy podobnych do nas pasjonatów. Zawsze były to ciekawe rozmowy, połączone z wymianą informacji i wnoszące cenne wskazówki do naszych poczynań. Nieco inaczej bywało z leśnikami, głównie tymi o myśliwskich zapędach. Te spotkania są trudne z natury rzeczy, bo bijąca wzajemna niechęć tych grup społecznych (myśliwy kontra foto-przyrodnik) nie ułatwia rozmowy. Niestety stosowana narracja drugiej strony w mojej opinii robi wiele złego dla tego środowiska, a wystarczyłoby wykazać się dozą większej pokory wobec samego siebie i skupić na tym, co łączy. Wielu z tych, którzy trzymają w ręku broń jest wybitnymi znawcami świata przyrody, mającymi świadomość i dużą wiedzę na temat zwyczajów zwierząt czy ich roli w środowisku. Niestety wielu uzurpuje sobie prawo do samostanowienia (popartego w przypadku Parku Narodowego specjalnym pozwoleniem), co jest dobre dla przyrody, a co człowiek powinien poprawić ingerując w nią w sposób często mało kontrolowany. Nie mniej jednak na swojej drodze spotkaliśmy także i takich, z którymi toczyliśmy przemiłe, rzeczowe dyskusje z wyraźnie widocznym dbaniem o wspólne dobro kampinoskiej puszczy.







Po raz wtóry świat przyrody odsłonił nam rąbka swoich tajemnic. Po kolejnym przedwiośniu wiemy nieco więcej, możemy już odnosić spostrzeżenia i łączyć je w przewidywalne trendy. To szalenie ułatwia pewne spotkania, w których faktycznie liczymy na jakąś fotkę, a nie tylko na leśne podglądanie. Oczywiście zawsze zostaje to, co jest niesłychanie piękne – emocje, wspomnienia. Tych żadna siła już nam nie odbierze i z niesłychaną radością wracamy do nich, kiedy przeglądam zdjęcia z minionego przedwiośnia.

Z przyrodniczym pozdrowieniem

Wozik77

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz