Z ceglanego komina wydobywał się szary dym. Małą drewnianą chatkę wtuloną w objęcia strzelistego świerka, wypełniało ciepło starego, kaflowego pieca. Półmrok kuchni oświetlała stojąca na niewielkim stoliku, wiekowa lampka, pamiętająca zapewne jeszcze wczesne czasy PRL-u. Osmolony, blaszany czajnik rzucał złowrogi cień na ścianę i zastanawiał się, czy swym gwizdem nie zmąci panującej w izbie ciszy, przerywanej jedynie trzaskiem palących się sosnowych drewek.
Wstawszy z łóżka, wzdrygnął się
nieco stawiając stopy na zimnej, drewnianej podłodze. Naciągnął oliwkowe
bojówki. Zarzucił podkoszulek i stary wełniany sweter. Wyjrzał przed dom przez
podwójnie oszklone okno, którego rogi zewnętrznych szyb pokrył w nocy delikatny
szron. Na ściennym kalendarzu widniała data -
1 Listopada i najwyraźniej polska złota jesień miała się już ku końcowi.
Delikatnie chłepcząc gorącą
herbatę zastanawiał się, którędy dziś pójść. Czy wybrać dłuższą drogę przez
łąki i turzycowisko czy może pójść na skróty, ale za to umęczyć się niemiłosiernie
brnąc przez zwartą, bagienną olszynę.
Zamknął skrzypiące drzwi,
przekręcił zasuwę i ruszył drogą w prawo. Zmrożone źdźbła traw, trzeszczały pod
jego stopami. Zastanawiał się czy tak samo kiedyś, tamtego wrześniowego
poranka, odgłos setek żołnierskich butów zostawiających ślady na tej
piaszczystej drodze, mógł mącić spokój budzącego się powoli do życia dnia.
Szedł w skupieniu i rozmyślaniu nad tym, co działo się wówczas w tej okolicy. Wycofujące
się po bitwie nad Bzurą, rozbite oddziały polskich armii Poznań i Pomorze,
nieodzownie wciągnęły w wojenną zawieruchę i tę niewielką, kampinoską osadę.
Szlak odwrotu był wielokrotnie areną większych czy mniejszych potyczek z
najeźdźcą - był po prostu naznaczony losem wrześniowych klęsk.
Z drogi skręcił w lewo. Zwierzęcą
ścieżką po lekkim podwyższeniu doszedł do śródleśnej łąki. Rozejrzał się
chwilę, gdyż nie raz w tym miejscu miał piękne spotkania z leśnymi zwierzętami.
Dziś jednak i one zdawały się wpisywać w nadchodzący czas zadumy, bo żadne z
nich ani myślało wyjść mu przed obiektyw.
Przebrnął przez kolejne chaszcze
by znów wynurzyć się ze zwartej części lasu i móc podziwiać rozległe
turzycowiska. Tym razem, jak to miał wielokrotnie w zwyczaju nie odbił w
kierunku „wilczych piasków”, tylko od razu skierował się w lewo idąc niewielkim
wyniesieniem wśród młodych brzezin. Porządnie zryty przez dziki teren świadczył
o tym, iż te mają się tu bardzo, bardzo dobrze. Przyglądał się temu, co te
zwierzęta potrafią zrobić z rozległym torfowiskiem, gdy nad jego głową
przeleciał olbrzymi ptak. Po wyraźnie jasnej głowie i szyi, bez trudu rozpoznał
w nim bielika. Ten, majestatycznie
wznoszony przez wietrzny prąd, zatoczył koło i przysiadł na wysokiej,
rozłożystej sośnie.
Obserwował go przez lornetkę. Ptak
był starym osobnikiem. Widział wyraźnie zagięty, żółtawy dziób oraz potężne
szpony zaciskające gałąź, na której siedział. W jego sylwetce była siła i moc,
bezsprzeczne cechy narodowego godła. Znów jego myśli pobiegły ku odległym
czasom i wrześniowym symbolom na wielu ułańskich hełmach czy czapkach. Posmutniał.
Tak - okolica ta usiana była śladami żołnierskiej śmierci.
Ruszył dalej i w końcu wszedł w
olchowo – leszczynowy grąd. Z trudem przedzierał się przez krzaki, w zasadzie
idąc na przysłowiową pamięć. Od rogu łąki kierował się po łuku w lewo.
Przeszedł przez obniżenie terenu i wyszedł na lekkie wyniesienie. Była nim
stara, ledwo widoczna już grobla, która niegdyś prowadzić musiała do
nieistniejącej już dziś wsi. Jedynym śladem po jej bytności był tylko fragment
ceglanego fundamentu - dziś już mocno skruszony i zarośnięty – oraz krzak
starego, pospolitego bzu, zapewne niegdyś zdobiącego te obejście.
Rozpoznał gdzie jest. Ucieszył
się, że mimo upływu lat, znalazł to miejsce ponownie. Skierował się na skraj
grobli w kierunku bagna, by po kilkudziesięciu metrach stanąć nad starym,
drewnianym krzyżem.
Z małego, zmurszałego płotka,
okalającego mogiłę w zasadzie pozostało już nie wiele. Odkąd był tu ostatnim
razem, także ziemny kopczyk dziś wydał mu się znacznie mniejszy. Zgarnął
połamane patyki, uprzątnął liście, przegrabił piasek. Sprawdził jak trzyma się
metalowa tabliczka z wyrytym na niej napisem: „ N.N Żołnierz WP poległ za Ojczyznę
1939r” .
Pochylił głowę w zadumie i
rozmyślaniu. Jak zawsze będąc w tym miejscu, zastanawiał się kim był ten, który
tu spoczywa? Jakim był człowiekiem, jakim żołnierzem, jakim Polakiem? Jaki los
sprawił, że znalazł się wtedy tu, w tym właśnie miejscu? Jakie okoliczności
sprawiły, że dosięgła go wroga kula czy śmiercionośne odłamki? Czy kiedykolwiek
jego bliscy poznali prawdę o jego ostatnich chwilach życia? A może po dziś
dzień jego potomkowie nie wiedzą, gdzie spoczywa ich ojciec, brat, dziadek czy
wuj? Gdzie są prochy tego wrześniowego bohatera, który tamtego lata 1939 roku,
opuścił rodzinne strony, by w nierównej walce toczyć bój o ich…. o nasz wspólny
dom? O Polskę.
Przez kilka lat, przewertował niemal
wszystkie pozycje książkowe, opisujące wojenne zmagania w tych okolicach. Dotarł
do wspomnień i sprawozdań żołnierzy z jednostek, które przemierzały tę drogę – drogę
odwrotu wojsk polskich znad Bzury wycofujących się do upragnionej wówczas
stolicy. Niestety. Nie znalazł śladu historii żołnierskiej mogiły z bagien. Nie
możliwym też było zasięgnąć języka miejscowych, bo wieś od dawna była już wyludniona,
a resztki dawno wykupionych i przejętych przez park chłopskich gruntów,
skutecznie w swe objęcia wchłaniała puszcza.
Była w tym miejscu dziwna aura.
Cisza wokoło sprawiała wrażenie, że coś wisi w powietrzu, że ktoś lub coś go
obserwuje. Nie wiedział czy to za sprawą niedostępnego terenu czy też
świadomości bytowania tu wilków - o których istnieniu doskonale wiedział – ale
to miejsce zawsze napawało go nutą zaniepokojenia. Tak było i dziś. Ponury
dzień, poranny chłód, gąszcz bagiennego lasu, cisza i brak wiatru oraz zasnute
siną barwą niebo z pewnością to uczucie wzmagały. Poczuł się nie swojo.
Zapalił symboliczną lampkę,
rozmyślając zarazem, jak jej mały płomyk dziwnie odmieni to miejsce w czerni
nocy. Przez moment pomyślał jeszcze raz o spoczywającym w mogile żołnierzu i o
tym, że nikt w zasadzie nie jest w stanie tu dotrzeć poza takim szaleńcem jak
on. Przeżegnał się jeszcze raz i postanowił wracać.
Nie uszedł więcej, jak kilka
kroków i …………………… Stanął jak wryty !!!
Niecałe trzydzieści metrów przed
nim stał niczym duch dorodny jeleń. Piękna sylwetka z ciemniejszą grzywą i
masywnymi nozdrzami wpatrzona była w intruza. Z jednej strony, wyraźnie
zniekształcone poroże przyodziane było gałązką olchy. Byk zrobił kilka kroków i
znów przystanął przyglądając się uważnie. Spotkali się wzrokiem.
Porozumiewawczy ton tego zwierzęcego spojrzenia zdawał się mówić: „Ja też tuż
przychodzę od wielu już lat. Wiem, że wśród moich bagien jest to właśnie
miejsce, też tu zaglądam, pilnuję..... Czuwam.”
Popatrzyli na siebie wzajemnie
jeszcze przez kilka chwil i jeleń, zupełnie spokojnym, wolnym krokiem odszedł
pomiędzy drzewa. Obserwował go jeszcze jak niknął w gąszczu bagiennego olsu.
Dziwnym trafem aura niepokoju zniknęła, ustępując miejsca poczuciu ulgi, że On
nie jest tu sam.
Uśmiechnął się sam do siebie,
zarzucił plecak na ramię, naciągnął mocniej czapkę i ruszył w drogę powrotną.
Wieczorem, wtulony w wysokie,
miękkie oparcie fotela, nagle drgnął. Książka i mapy wypadły mu z rąk. Poczuł suchość
w ustach. Najwyraźniej się ocknął. Spojrzał przed siebie. W telewizyjnym
programie informacyjnym relacjonowano powroty z cmentarzy. Sięgnął po stojącą
na stoliku niewielką szklaneczkę, wypełnioną brązowym trunkiem, w którym
pływała niewiele widoczna już kostka lodu. Do pokoju weszła żona.
- Musiałeś strasznie przemarznąć
rano, skoro tak żeś się wtulił w ten koc i przysnął – skwitowała.
Zdezorientowany podniósł leżący
na kredensie aparat. Włączył ekran i wcisnął przeglądanie zdjęć. Jednymi z
ostatnich ujęć były: fotografia leśnej mogiły oraz zdjęcie dostojnego jelenia
wpatrzonego przed siebie, z gałązką olchy na nieco zniekształconym porożu….
Z puszczańskim pozdrowieniem
Wozik77
Nasze lasy też kryją wiele bezimiennych mogił. Nie wiemy nic o tych ludziach. Nie pozostały o nich wspomnienia. Wielki żal.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Nie bez powodu powstał piękny utwór K.Klenczona i jego znamienny refren - " Tylko w polu biały krzyż nie pamięta już, kto pod nim spi...". Czas Wszystkich Świętych i Zaduszek to bezapelacyjnie moment, by i o tych bezimiennych mogiłach sobie po prostu przypomnieć.
Usuń