Przedwiośnie. Zawsze jest wielką nadzieją i przygotowaniem świata przyrody do wybudzenia się ze snu. Już jest za mną, już przeminęło, ale zaowocowało kilkunastoma wyprawami w teren, dzięki którym na nowo moja dusza odżyła, a na twarzy pojawiło się wiele uśmiechu i radości.
Miałem sporo szczęścia. Z reguły
weekendowe wyprawy były pogodne i owocowały w różnorakie spotkania.
Maszerując po puszczańskich
szlakach mogłem przyglądać się wychodzącej z zimowego odrętwienia przyrodzie.
Były wędrówki, ale były też zamierzone zasiadki. Były oczekiwane zwierzęta, jak
również wszelkiego rodzaju ciekawostki – nowe mogiły 1939r, do których zawsze
było mi nieco nie po drodze, stara mazowiecka zabudowa jeszcze ta z bala ze
słomianą strzechą, jakiej w takiej odsłonie raczej nie spodziewałem się już tu zobaczyć.
Był upolowany przez wilki łoś czy padła - ku uciesze żerujących na niej
bielików, sarna. Była przemiła rozmowa z puszczańskim strażnikiem leśnym oraz
wiele, wiele innych ciekawych zdarzeń.
Jednym z nich była bez wątpienia
próba złapania w kadr wilczej watahy, na której ewidentne ślady bytowania udało
się po rocznej przerwie przypadkiem natknąć. Co prawda swój rewir miały
ogromny, jednakże ochoczo i regularnie go penetrowały. Niestety, jak to z nimi
bywa robiły to zapewne w innych dniach niż pozwalał mi na to mój czas. Raz
udało się niemal otrzeć o takie spotkanie, ale pozostały po nim jedynie odciski
kilkunastu wilczych łap na wilgotnym piasku leśnego duktu oraz świeżutkie
odchody, których jeszcze godzinę wcześniej w tym miejscu nie było.
W większości wypraw towarzyszył
mi kompan. Mariusz (wciągnięty w te „bagno” przeze mnie już dobrych kilka lat
temu) wnosi do naszych wypadów dużo ciekawych dyskusji, rozważań czy pomysłów.
Obecnie dzielimy się wspólnie swoim sporym doświadczeniem, uzupełniamy się i
wzajemnie mobilizujemy. Zawsze to raźniej wędrując szlakiem we dwóch, być
ofukanym przez dzika, który wyskoczył z przydrożnych krzaków.
Dość dawno doszliśmy do wniosku,
że prawie nie ma w puszczy miejsc nam nieznanych, jednak ku uciesze udało się
zajrzeć na nowo w stare, dawno nieodwiedzane rejony.
Mogliśmy swoje spostrzeżenia zderzyć
z nieco inną rzeczywistością i sprawdzić zarazem czy są poniekąd trafne. Tak
było np. z łosiami. Nasze dotychczasowe, „bankowe” zimowe miejsce w tym roku
darzyło słabo, za to nowy rejon okazał się dużo bardziej hojny.
W ogóle ze zwierzyną płową było
znacznie lepiej. Tu w zasadzie wyruszaliśmy jak po swoje i za każdym razem osiągaliśmy
cel - mogliśmy cieszyć oczy i radować serca. Jasne – w większości były to
spotkania na lornetkę, jednak czasem będąc „niewidocznym” udało się złapać w
kadr coś znacznie bliżej.
Na szlakach spotykaliśmy
podobnych do nas pasjonatów. Zawsze były to ciekawe rozmowy, połączone z
wymianą informacji i wnoszące cenne wskazówki do naszych poczynań. Nieco
inaczej bywało z leśnikami, głównie tymi o myśliwskich zapędach. Te spotkania
są trudne z natury rzeczy, bo bijąca wzajemna niechęć tych grup społecznych
(myśliwy kontra foto-przyrodnik) nie ułatwia rozmowy. Niestety stosowana
narracja drugiej strony w mojej opinii robi wiele złego dla tego środowiska, a
wystarczyłoby wykazać się dozą większej pokory wobec samego siebie i skupić na tym,
co łączy. Wielu z tych, którzy trzymają w ręku broń jest wybitnymi znawcami
świata przyrody, mającymi świadomość i dużą wiedzę na temat zwyczajów zwierząt
czy ich roli w środowisku. Niestety wielu uzurpuje sobie prawo do
samostanowienia (popartego w przypadku Parku Narodowego specjalnym
pozwoleniem), co jest dobre dla przyrody, a co człowiek powinien poprawić
ingerując w nią w sposób często mało kontrolowany. Nie mniej jednak na swojej
drodze spotkaliśmy także i takich, z którymi toczyliśmy przemiłe, rzeczowe
dyskusje z wyraźnie widocznym dbaniem o wspólne dobro kampinoskiej puszczy.
Po raz wtóry świat przyrody
odsłonił nam rąbka swoich tajemnic. Po kolejnym przedwiośniu wiemy nieco
więcej, możemy już odnosić spostrzeżenia i łączyć je w przewidywalne trendy. To
szalenie ułatwia pewne spotkania, w których faktycznie liczymy na jakąś fotkę,
a nie tylko na leśne podglądanie. Oczywiście zawsze zostaje to, co jest
niesłychanie piękne – emocje, wspomnienia. Tych żadna siła już nam nie odbierze
i z niesłychaną radością wracamy do nich, kiedy przeglądam zdjęcia z minionego przedwiośnia.
Z przyrodniczym pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz