„Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las…”. Życie ludzkie przemija, za to świat przyrody jest w zasadzie trwały i niezmienny, o ile nie dotykają go nadmiernie ci, którzy uzurpują sobie prawo do jego poprawiania.
Przez wiele lat, w miarę
bezinwazyjnie „korzystałem” i ja ze świata przyrody. Przemierzałem szlaki,
podglądałem zwierzęta, czerpałem niesamowite wrażenia, jakie dawały mi te
wszystkie leśne spotkania. Pochłaniałem swoją duszą to co piękne, to co
przyroda chciała mi pokazać. Ostatnio coraz częściej jednak stawiałem sobie
pytanie, czy jest coś w miarę wymiernego, czym mogę się zrewanżować tym „moim” miejscom, w których bywam? Temu wycinkowi
„mojego” małego świata? Odwdzięczyć się w jakiś sposób, za te wszystkie cudowne
chwile, jakie dane było mi przeżyć?
Nadarzyła się okazja. Pod koniec października będąc na jednej z wypraw, wraz z Mariuszem natknęliśmy się na zdewastowaną starą piwniczkę, będącą pozostałością po jednej z puszczańskich osad, wykupionych w tym miejscu przez Kampinoski Park Narodowy.
Od lat za
sprawą specjalnego programu ochrony nietoperzy, KPN rękami swoich pracowników,
adaptuje tego typu stare budowle na zimowe schronienia dla tych właśnie zwierząt.
Na tym polu może pochwalić się już sporym sukcesem. Pomysł ten przypadł tym
ssakom wyraźnie do gustu i z roku na rok coraz liczniej zasiedlają one przygotowane
dla nich zimowiska. Listopad to właśnie czas, kiedy nietoperze zlatują do
takich ziemianek i nie niepokojone przez nikogo, mają szansę zapaść w zimowy
sen, by z nowym sezonem móc znowu szybować po kampinoskim nocnym niebie.
Zachodziliśmy w głowę, kto i
jakich „skarbów” szukał w starej, dawno zapomnianej przez czas piwnicy, że
zadał sobie tyle trudu, aby rozwalić wejściowe drzwi i dostać się do środka. Nie
znaleźliśmy odpowiedzi, ale życie poniekąd znalazło ją za nas. Piwnica ta,
stała się dobrym miejscem do wyrzucania tu śmieci ( o zgrozo wciąż obecnej w
tych stronach mentalności) - czy to przywożonych specjalnie „do lasu”, czy też
będących pozostałością egzystencji jednego z ostatnich mieszkańców tej okolicy,
jaki do nie dawna jeszcze pomieszkiwał w zlokalizowanym tuż obok drewnianym letniaku,
z przyklejoną do niego pochyloną szopą. Czego tam nie było? O standardowych
puszkach czy butelkach nie ma nawet co wspominać. Plastykowe butelki,
zawilgocone kartony, zbutwiałe stare szmaty. Całości dopełniały większe
gabaryty, wśród których były stara przerdzewiała na wskroś zamrażarka czy
spróchniały tapczan. Chyba będąc nawet nietoperzem, nie poleciłbym swoim
pobratymcom takiego lokum ! Uprzejmie bym za nie podziękował i poleciał gdzieś
dalej.
Od razu zrodziła się w nas chęć
przywrócenia tego miejsca do stanu jego pierwotnego przeznaczenia. Miało to o
tyle większy sens, że w piwniczce nadał wisiały podwieszone pod sufitem cegły „dziurawki”
czy jutowy worek na ścianie – czyli część mini infrastruktury przeznaczonej
właśnie dla tych ssaków.
Czas naglił. Chcieliśmy zdążyć
przed okresem zasiedleńczym tak, aby ten nasz mały wkład w tutejszy świat
przyrody miał wymierny efekt jeszcze w tym jesienno- zimowym sezonie.
Nastąpił szybki, miły i sprawny
kontakt z pracownikiem Kampinoskiego Parku Narodowego. Po krótkich niezbędnych
ustaleniach, dostaliśmy zielone światło na podjęcie odpowiednich działań. Kilka
dni później zjawiliśmy się w celu dokonania dokładniejszych oględzin i
wykonania pomiarów, a w kolejnym tygodniu pełni zapału zawitaliśmy już jako
dwuosobowa, wolontariacka „mała ekipa remontowa”.
Zaczęliśmy oczywiście od demontażu zniszczonych drzwi, a następnie przeszliśmy do sprzątnięcia nietoperzowego M2. Według uzgodnień, wszelkie śmieci przenieśliśmy do pobliskiej szopy, która w niedalekim czasie i tak będzie elementem prac rozbiórkowo-porządkowych parku. Troszkę się nam z tym zeszło, bo faktycznie było tego sporo, ale koniec końców zostawiliśmy piwniczkę w 100% wyprzątniętą, pustą i nawet zamiecioną.
Następnie wzięliśmy się za montaż drzwi wejściowych. Mając już pewną wiedzę techniczną, jak takie „wrota” mają wyglądać, poszło to nam dość sprawnie.
Stanęliśmy jednak przed pewnym dylematem natury strategicznej, tj; jak ssaki te mają się dostać do swojej zimowej chaty? Tu z pomocą przyszedł nam pracownik KPN, pilotujący nasze poczynania. W niedługim czasie pojawił się na miejscu i ekspercko wskazał nam, jak sprawić, by nietoperze mogły dostać się do środka. Teraz już poszło z górki.
Wspólnie przykręciliśmy tabliczkę informacyjną, jaka umieszczana jest na kampinoskich piwniczkach, a dodam że jest już ich na terenie puszczy około 180.
Na koniec drzwi tej „naszej”,
zostały zabezpieczone środkiem impregnującym, dającym nadzieję na ich dłuższą trwałość, a także przybrały ciemną barwę, aby „nasze” nietoperze nie miały
się czego wstydzić. Piwniczka został zamknięta i wiemy też, że co najmniej jeden
lokator już w niej zamieszkał.
A my? Razem z Mariuszem poczuliśmy
ogromną satysfakcję. Możemy rzec, że jadąc o poranku na miejsce, wiedzieliśmy
że będziemy takową odczuwać, jednak jej poziom przerósł nasze wspólne
oczekiwania. Ktoś mógłby rzec, co to takiego, jakieś tam nietoperze, nic wielkiego.
Ale czy życie człowieka składa się tylko z wielkich i wzniosłych czynów? Może i
my, związani z tymi miejscami przez pryzmat kampinoskich korzeni, spleceni
sentymentem z tym skrawkiem puszczańskiej ziemi tworzymy czymś takim małą historię
swojego świata? Świata rodzimej przyrody? Nie wiem. Każdy niech nazywa to sobie
wedle swojego postrzegania. Moje jest zapewne jedno. Dało to nam satysfakcję i
zadowolenie, wzmocnione sensem celu w jakim to zrobiliśmy. To daje bardzo
pozytywnego kopa i wiemy jedno. Za to co daje nam puszcza, jeszcze nie raz
postaramy się Jej odwdzięczyć !!!
Z puszczańskim pozdrowieniem
Wozik77
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz